Strona:PL Daniel Defoe - Przypadki Robinsona Kruzoe.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozmyślałem nad urządzeniem pułapki, ale brakowało mi konceptu.
Dzisiaj spostrzegłszy wązką ścieżkę między skalistemi ścianami, znalazłem bardzo dogodne na ten cel miejsce; trzeba było tylko dość głęboki dół wykopać, przykryć go gałęziami dla niepoznaki, i tym sposobem kozy chwytać. Ile namęczyłem się aby tego dokonać, nikt nie uwierzy: grunt to był twardy i kamienisty, a ja żadnych nie posiadałem do kopania narzędzi; ale praca i wytrwałość zwalczy największe przeszkody. Kilkakrotnie rozpoczynałem i porzucałem znowu kopanie; nareszcie po pięciu dniach niewypowiedzianych trudów, zrobiłem dół przeszło na sążeń głęboki, a do dwóch łokci średnicy mający. Zagłębieniu temu dałem szerokość większą od dołu jak od góry; ażeby kozy wyskakiwać z niego nie mogły. Na wierzchu ułożyłem cieniutkie pręciki bambusowe nakrzyż, tak aby tylko znieść mogły ciężar trawy przykrywającéj te gałązki.
Cztery dni przeszły w daremném oczekiwaniu, nareszcie piątéj nocy znalazłem młodą kózkę w dole. Spuściłem się na dno i powiązawszy nogi, z trudnością wywindowałem na wierzch moją zdobycz. Koza była nadzwyczaj trwożliwa, drżała mi w ręku. Zaniosłem ją do chatki i za ogrodzenie wpuściłem. Przez dwa dni nie dostała nic jeść, trzeciego złagodniała w skutek postu, i jadła z ochotą trawę podawaną jéj ręką.
W ten sposób w ciągu tygodnia złapałem jeszcze dwie kozy i koźlątko, w parę dni zaś potém wpadł duży i stary kozieł do pułapki. Obawiałem się zleźć do niego do dołu, bo rył ziemię racicami i groźnie łbem wstrząsał, spoglądając na mnie. Z chęcią wyrzekłbym się téj zdobyczy, lecz jak ją wypuścić z więzienia.