Strona:PL Czechowicz - Opowieść o papierowej koronie.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ksiądz nachylił się nad potępieńczemi oczyma Henryka i woła:
... Mistrzu, zbudź się... ja się boję... co za dusza w tobie?...
Jadwiga płacze w kącie, a może i nie płacze, może tylko oczy zakryła przed grozą. Serce jej woła z lękiem: Brat...
Deszcz pada, chwieją się gałęzie za oknami, skrzypi brzoza na wichrze.
Prawda. To na jawie... Życie...
— Jak te sny mnie trudzą...

SCENA TRZECIA.
Maestoso: Pan wyrzekł ostatnie słowa
Zwisła mu z ramienia głowa...

Słyszy Henryk jęk tysiąca piersi, tysiąca dusz, które wierzą.
Cóż to za wiara, że trwa wieki, nie przemija? Ani jednej gorzkiej nutki niema w jego duszy. Siedzi na wieży i słucha wielkopiątkowej pasji.
Ciemno. Gwiazd pełno w oknach strzelistych. Pełno śpiewu w ogromnym kadłubie kościoła. Jęk ludzki wchłaniają dzwony w muszle swe potworne i cichutko się skarżą.
W Henryku ogromna powaga.
Przebiegają myśli:
... Czemu nie mogę wierzyć? Wyrzuciłem się sam, rozpędem własnym poza koło wiar, a teraz tęsknię... Kościół?... Nie, tu wrócić nie mogę...
A ta wiara, co bezświadomie rośnie w duszy, jest jakaś zbyt prosta, krytycyzm mój nie chce jej przyjąś. Tyle, tyle miesięcy mego życia było szukaniem czegoś poza tem. Zawszem starał się zajrzeć poza lustra, które przypadek rozstawił dokoła. Szukałem, czegoś, a tęsknota mówiła, że to będzie coś wyższego... znalazłem zaś teorję. O goryczy!
Cień na schodach wieży.
Pełznie w mroku po rusztowaniach, wyżej, wyżej... dosięga Henryka.
Siadł naprzeciw na belce potężnego dzwonu.
To Postumus. Słowa jego płyną chrapliwym, mądrym szelestem:
— Ja! Ja! Jestem już tu, tragiku, i powiem ci, co było i co będzie. Chcesz? A choćbyś i nie chciał, powiem. Bo ja wierzę w los, w Los przez wielkie L. Odnalazłem formuły psychologji matematyczne i niewzruszone. Jestem, jak mag. Po Twoich czynach wiem, co z tobą będzie...
— Nie ciekawym...
— Moja matematyka powiada: rzuciłeś wiarę — szukasz wiary. Oczywiście, znalazłeś zamiast niej teorję i wprowadzasz ją w czyn. Tu się załamiesz. Powiadasz, że sam świadomie tworzysz winę i karę. A czy wiesz, jaka twoja kara? A czy wiesz, że grzech twój największy ukryty przed twą świadomością? A czy wiesz, że to, co ty za grzech poczytujesz, ta miłość do chłopca, to dziecinada?...