Strona:PL Czech - Wycieczki pana Brouczka.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nakoniec wydostali się na plac Mały i wtedy gość mógł więcéj zwracać uwagę na wszystko, co ich otaczało.
Był to obraz zaiste wielce malowniczy. Wkoło piętrzyły się domy różnéj wielkości i kształtu, z balkonami, przedsionkami i gankami; w oknach czasem można było zauważyć kolorowe szklane tafelki krągłe, ale częściéj mocno naciągniętą skórę; na froncie były zwykle wymalowane godła domowe, między któremi spostrzegł Brouczek na jednym domu lilie, które się aż do dzisiejszego dnia przechowały. W środku placu siedziały w barwnych, dawnych ubiorach przekupki, sprzedające różne rodzaje owoców i kwiatów.
— O, wy tu macie owocarnie i kwiaty! — zawołał Brouczek.
— Owoce i wianki — poprawił Domszyk. — Tu nasze dziewczęta kupują sobie wieńce na głowę. Ale teraz niewiele tego jest tutaj, bo nasze kobiety nie mają ani czasu, ani chęci, wobec niebezpieczeństwa, grożącego miastu, kupować takich wianków; przytém, boją się poniekąd Taborytów, którzy potępiają wszelkie ozdoby ciała. Widzisz, jak tu teraz pusto. Niegdyś było to wielce ożywione miejsce; ale obecnie, sami sprzedający chwycili za broń, a kupujących — prawie niéma. Tu w ogóle były kramiki, gdzie sprzedający kożuchy siadywali; na tamtéj stronie były sklepy piekarzy; obok ratusza sprzedawano zboże; na przeciwko stawali tandeciarze; a oto tam...
Objaśnienie Janka przerwał krzyk jednéj staréj owocarki, któréj pan Brouczek przez nieuwagę swą dzi-