Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O północy dopiero powrócił do swego namiotu z błędnemi oczyma, z wykrzywioną potwornie gęba. Białe kobiety są rzadkością w Ziemi Północnej, to też nieposkromiona żądza, granicząca z szałem, zbudziła się i wnet rosnąć poczęła w jego plugawej duszy.
W cieple ogniska Kazan, morzony snem z lubością przymknął oczy. Drzemał, ale coraz to drgnał, tysiące snów tańczyło mu po mózgu. Zdawało mu się chwilami, że walczył z kimś i kłapał potężnemi szczękami. To znów ciągnął na łańcuchu sanki, na których siedział to Mac Cready, to jego młoda pani. Chwilami zdawało mu się, że wraz ze swym panem wsłuchuje się w jej czarujący, przecudny śpiew. Całem ciałem Kazana w czasie tej drzemki wstrząsały coraz dreszcze. I znów sen mu się odmienił. Widział się biegnącego w szpicy wspaniałego zaprzęgu, złożonego z sześciu psów, a należącego do policji królewskiej; zaprzęgiem powoził ówczesny jego pan, młody i piękny, który nań wołał: „Pedro! Pedro!“ Na tych samych sankach leżał też ktoś drugi z rękoma w szczególny sposób ujętemi w żelazne okowy. Wkrótce potem sanki przystanęły, dawny jego pan usiadł przy ogniu, przed którym i on sam się wyciągnął. Wówczas ów szczególny człowiek, który tymczasem ręce uwolnił z oków, podkradł się z tyłu, zbrojny w potężną pałkę. I nagle zamachnął się straszliwie, pałka z okropną siłą spadła na tył głowy jego panu, który z chrapliwym jękiem zwalił się na ziemię.
W tejże chwili Kazan się przebudził. Porwał się na wszystkie cztery łapy, najeżył grzbiet i począł głucho ujadać. Ognisko wygasło już; oba namioty spowijał głęboki mrok. Do świtu było jeszcze daleko.
Poprzez mrok dojrzał jednak Kazan, że Mac Cready, który już wstał, znowu powrócił na swe podsłuchy w pobliżu namiotu Thorpe’a. Kazan wie-