Strona:PL Curwood - Kazan.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

podczołgać, by się znów otrzeć o rękę młodej pani, o jej suknię, o jej trzewiczek.
W pewnej chwili mężczyzna powiedział coś do swej towarzyszki, na co ta, podskoczywszy do góry ze srebrnym śmiechem na ustach, podbiegła do wielkiego czworokątnego pudła, stojącego ukosem w jednym z rogów pokoju.
Szczególne to pudło miało przez całą swą długość, znacznie dłuższą niż kadłub Kazana, szereg białych, płasko jeden koło drugiego leżących zębów. Ledwie wszedłszy do owej izby, zastanawiał się Kazan, do czego też służyćby mogły te zęby. Na nich to spoczęły wówczas palce młodej pani, poczem rozległy się jakieś dźwięki melodyjne, z któremi nigdyby się równać nie mogły ani słodkie wzdychania wiatru w gęstwinie liści, ani szemranie wody w potokach i kaskadach ani nawet ptaszęce tryle w porze wiosennej.
Po raz pierwszy wówczas usłyszał Kazan muzykę ludzi cywilizowanych, aż przez chwilę strach go objął taki, że zadrżał. Poczem uczuł, jak przerażenie rozprasza się zwolna, gdy w całem ciele grać poczynają szczególne echa i odzewy. Siadł na zadzie, wzięła go chęć zawyć, jak to czynił często w wielkiej Białej Pustyni, wznosząc pysk ku usianemu gwiazdami niebu w długie, mroźne noce zimowe.
Wstrzymywało go jednak inne uczucie, uczucie dla tej młodej pani, siedzącej opodal. Cichutko począł się ku niej czołgać.
Poczuł nagle na sobie wzrok swego pana i przywarował na miejscu. I znów zaczął pełzać, przywarłszy ciałem do podłogi. Był właśnie w pół drogi, gdy tony zaczęły się stawać coraz delikatniejsze, coraz cichsze, jakgdyby wnet miały zamrzeć; posłyszał wówczas, jak pan rzucił szybko półgłosem:
— Graj dalej, graj dalej... Nie przestawaj!