Bo z tego różne siatki i sidła bywają,
Które ludzie na ptaki radzi zastawiają.
Ptacy, w kupę zszedszy się, wszyscy swym śpiewali
Głosem, a na przestrogi bynamniej nie dbali.
Wszedł len, weszły konopie: ptacy nic nie dbają,
Za baśni jaskółczyne wszystkie mowy mają,
Chociaż im to długiemi słowy wywodziła,
Że len wyrwać potrzebna praca to im była.
A gdy len i konopie dostałe zebrali,
Wnet z nich siatek i sideł chłopi nadziałali.
Zaczym jedni sidłami ptaki wyłowili,
A drudzy w sieciach wielką kupę im pobili.
Jaskółka, jako baczna, towarzystwo wzięła
Z ludźmi i w domach odtąd gniazdo wić poczęła,
Obiecawszy, że czynić ludziom nigdy szkody
Na polu ani w gumnie nie będzie, lecz zgody
Życzy sobie; przetoż też onę radzi widzą
W domach, a inszemi się ludzie gniazdy brzydzą.
Tak, choć niebezpieczeństwa znaczne następują,
Które gdy ludzie baczni przedtym upatrują,
Przecię upornym w posłuch rady ich nie idą,
Aż na nich nawałności jakie wielkie przydą:
Więc się dopiero wiercą, gdy już na nich ciecze,
Ale glowy pokornej miecz ostry nie siecze.
Ktokolwiek rady mądrych nie słucha, po czasie,
Żałować będzie, gdy już żal mu ten nie zda się.
Ptastwo, będąc w gromadzie, postrzegło z daleka
Siejącego na polu konopie człowieka
I za nic miało. Jedna tylko, co się w wiośnie