A tu znowu żaby w skrzeki.
Jowisz im rzekł: „Złe paszczeki!
„A cóż to ta wasza zgraja
„Do dziwactwa się zwyczaja?
„Należało, byście żyli
„W rządzie, w jakimoście byli;
„Lecz kiedyście króla chcieli,
„Tak dobrego, coście mieli,
„Powinniście byli lubić
„Sami siebie chcecie gubić;
„A gdy inszy wam jest dany
„Cierpcież go już bez nagany,
„Żeby, gdy was los tak sparzył,
„Jeszcze gorszy się nie zdarzył“.
Po wolnych bagnach bujające żaby
Z wrzaskiem Jowisza jęły prosić, aby
Dał też i dla nich króla. Pan nieba
Rozśmiał się; ale, gdy tego im trzeba,
Upuścił belkę. Ta, spadłszy na wodę,
Strasznym łoskotem tak lękliwą trzodę
Spłoszyła, że się pokryją bez duszy,
Ni się odezwie śadna, ni ruszy.
Gdy grzęzło w błocie mocarstwo lepowe,
Chcąc się tak złemu przypatrzyć lichu,
Jedna z nich jakoś po cichu
Wymknęła głowę:
A nic strasznego tak zgoła
Nie widząc, siostry przywoła.
Złożywszy one strach niesłychany,