Przejdź do zawartości

Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pole do uprawy, na tyle cząstek ile było rodzin. Każda cząstka stanowiła, sama dla siebie, lasek, którego wejrzenie odmieniało się wedle upodobania tego. kto go zasadził. Strumień wił się bez hałasu wśród łych gajów, nazywano go strumieniem pokoju. To śmiejące schronisko dusz zamknięte było od wschodu mostem, pod którym przechodziliśmy; dwa wzgórza odgraniczały je od północy i południa; otwarte było jedynie ku zachodowi, gdzie wznosił się wielki las jodłowy. Pnie tych drzew, czerwone nakrapiane zielonem, strzelające bez gałęzi aż do wierzchołka, podobne były do wysokich kolumn i tworzyły perystyl tej świątyni śmierci j panował w nim uroczysty gwar, podobny do głuchego mruczenia organów pod sklepieniem kościoła: ale kiedy się wniknęło w głąb sanktuarium, słyszało się już tylko hymny ptaków, które obchodziły ku pamięci zmarłych wiekuiste święto.
„Wychodząc z lasu, ujrzeliśmy wieś Misji, położoną na wybrzeżu jeziora. pośród prerji usianej kwiatami. Dochodziło się tam aleją z magnolij i zielonych dębów. okalających starożytną drogę. jedną z tych jakie wiodą ku górom, dzielącym Kentucky od Florydy, Skoro tylko Indjanie ujrzeli swego pasterza na równinie, porzucili roboty i pobiegli naprzeciw niemu, Jedni całowali jego suknię, drudzy wspierali jego kroki: matki podnosiły w ramionach małe