Strona:PL Chateaubriand-Atala, René, Ostatni z Abenserażów.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z łopatą w ręce. Zaczęliśmy zstępować ze skały na skałę; starość i śmierć zarówno zwalniały nasze kroki. Na widok psa, który odnalazł nas w lesie i który teraz, skacząc z radości, znaczył nam inną drogę, wybuchnąłem płaczem. Często, długie włosy Atali, poruszane podmuchem rannego wiatru, rozpościerały się złotą zasłoną na mych oczach i często, uginając się pod ciężarem, musiałem złożyć ją na mchu i usiąść obok, aby odzyskać siły. Wreszcie, przybyliśmy do miejsca, które obrała moja boleść; zstąpiliśmy pod luk mostu. O mój synu, trzeba było widzieć młodego Dzikiego i starego pustelnika, żłobiących własnemi rękami grób dla biednej dziewczyny, której ciało leżało rozciągnięte tuż obok, w bróździe wyschłego potoku.
„Ukończywszy robotę przenieśliśmy martwą piękność w gliniane łoże. Ach, spodziewałem się zgotować dla niej inne posłanie! Zaczem, wziąwszy nieco prochu w rękę i zachowując straszliwe milczenie, utkwiłem, po ostatni raz, me oczy w twarzy Atali. Następnie rozsypałem ziemię snu na czole liczącym ośmnaście wiosen; ujrzałem jak stopniowo znikają rysy mej siostry, jak uroki jej kryją się poza zasłonę wieczności; pierś widniała przez chwilę ponad sczerniałą ziemię, jak biała lilja wznosi się pośród ciemnej gliny: »Lopezie, wykrzyk-