Strona:PL Chamfort - Charaktery i anegdoty.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan de F..., który zniósł wielu kochanków żony, zawsze korzystając od czasu do czasu z praw małżonka, zamierzał pewnego wieczora ich użyć. Żona odmawia. „Jakto, mówi, nie wiesz że żyję w tej chwili z X...? — Dobra racja, rzekł, czyż nie zostawiłaś mi moich przywilejów, żyjąc z L..., S..., N..., B..., T...? — Och, cóż za różnica! Alboż to była miłość? Nie, czysty kaprys; ale X... to miłość, to sprawa na śmierć i życie. — A, nie wiedziałem; bardzo cię przepraszam, nie mówimy już o tem“. I w istocie, uszanował ten wzgląd. Pan de R..., przy którym opowiadano tę historję, wykrzyknął: „O, Boże, jakże ci dziękuję, że dałeś małżeństwu zrodzić podobne delikatności!“

„Moi wrogowie nie mogą mi nic zrobić, mówił N..., bo nie mogą mi zabronić dobrze myśleć i dobrze czynić“.

Pan de... prosił biskupa de... o dworek na wsi, gdzie biskup nigdy nie bywał; ów odpowiedział: „Nie wie pan, że człowiek musi mieć jakieś miejsce, gdzie nigdy nie bywa, a gdzie wierzy że byłby szczęśliwy gdyby tam był“. Pan de..., po chwili milczeniu, odpowiedział: „Słusznie: to właśnie stworzyło reputację Niebu“.

Po powrocie na tron Karola II, Milton mógł objąć z powrotem bardzo zyskowne stanowisko, które był stracił; kiedy żona namawiała go do tego, odpowiedział: „Ty jesteś kobietą i chcesz mieć karetę; ale ja chcę żyć i umrzeć jako uczciwy człowiek“.

Nakłaniałem pana de L..., aby zapomniał przewin pana de B... (który wyświadczył mu niegdyś wiele dobrego); odpowiedział: „Bóg zalecił wybaczać zniewagi, ale nie nakazał wybaczać dobrodziejstw“.

N..., który bardzo lubił kobiety, mówił mi, że towarzystwo ich jest mu potrzebne aby złagodzić surowość jego myśli i zatrudnić