Strona:PL C Marlowe - Tragiczne dzieje doktora Fausta.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dokąd przywołał go jeden z krewniaków.
Niebawem tak się wyćwiczył tu w świętej
Teologii, że, zbierając owoc
Swojej nauki, został odznaczony
Mianem doktora, jako że był przedni
W wszelkiej rozkosznej dyspucie na polu
Niebiańskiej wiedzy, której się oddawał.
W zarozumiałą tak się wbijał dumę,
Że skrzydła jego, rwąc go nad granicę
Swojego lotu, wrychle się stopiły —
Niebo sprzysięgło się na jego zgubę.
I tak, spadając w tej czartowskiej szkole,
Syty złocistych darów swej nauki,
Jął się w przeklętem nurzać czarnoksięstwie.
Nic już milszego nie znał ponad magię,
Którą nad własne przenosił zbawienie.
Lecz oto patrzcie! siedzi w swej pracowni!

(Wychodzi).



SCENA I


FAUST w pracowni.

FAUST. Porzuć te studja, Fauście, i rozpocznij
Wnikać w głębiny tego, co chcesz głosić.
Z pozoru tylko bądź już teologiem.
Zmierzaj natomiast do kresu wszechwiedzy,
Żyj i umieraj w Arystotelesie.