Strona:PL Buffalo Bill -60- Czaszka Wielkiego Narbony.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dobre duchy powiedzieć mi. że młody „greaser“ przyjechać tu na karym koniu...
Wygłosiwszy te słowa wuj Gus majestatycznym krokiem opuścił pokój.
— Diablo! — zawołał Juan Francisco. — Co on opowiada?
— O, wuj Gus lubi opowiadać takie historyjki... — zaczął Buffalo Bill, ale Meksykanin przerwał mu okrzykiem zdumienia.
Francisco siedział przy oknie i nagle wyciągnął rękę w kierunku drogi. Buffalo Bill zbliżył się do okna i spostrzegł na drodze jakiegoś jeźdźca w stroju meksykańskim, który galopował na karym koniu w stronę miasta.
Buffalo Bill wybuchnął śmiechem.
— To nie są czary, senor Francisco — rzekł spokojnie. — Wuj Gus zauważył tego jeźdźca z werandy i natychmiast przybiegł tu, aby popisać się swymi czarami.
Po pewnym czasie zapukano znów do drzwi i do pokoju wszedł Jim.
— Znów jakiś „greaser“... — mruknął.
— Czy nazywa się również Juan Francisco? — zapytał Cody.
— Nie podał mi swego nazwiska, ale chce się z panem zobaczyć — rzekł Jim
W przedpokoju hotelowym czekał na Buffalo Billa jakiś młody Meksykanin o pciągającej powierzchowności. Usiadł spokojnie na karześle i zapalił papierosa, a czarny worek, który przyniósł z obą, położył na kontuarze.
— Senor Cody? — zapytał miłym głosem.
— Tak.
— Nazywam się Manuel Silva senor. Jestem obcym w tym mieście, ale, niech mi pan wierzy, że jestem przyjacielem prawa i porządku.
— Pan mówi dobrze po angielsku, Silva — zauważył Buffalo Bill.
— Tak. — rzekł młodzieniec, otaczając się kłębami błękitnego dymu. — Spędziłem wiele czasu na północ od Rio Grande.
Buffalo Bill nie mógł się oprzeć wrażemu, że widział już gdzieś tę twarz i że znał ten głos.
— Gdzie pan mieszka, senor? — zapytał.
— Pracuję w kopalni miedzi w Globe.
— Czym mogę panu służyć?
— Słyszałem o zlikwidowaniu przez pana bandy Czerwonoskórych na której czele stał niejaki Boston Jack. Wiem, że Sangamon Charlie chce stać się jego następcą. Mam wiele powodów, dla których nienawidzę tego człowieka. Gdyby pan zdecydował się wyruszyć przeciwko niemu, gotów jestem stanąć u pana boku.
— Mam istotnie zamiar wszcząć akcję przeciwko Sangamonowi Charlie — rzekł Buffalo Bill — ale nie mogę pana zabrać. Jest pan jeszcze bardzo młody, a wyprawa może być niebezpieczna.
Na ławce w przedpokoju siedziało dwóch rosłych cowboyów, którzy wybuchnęli gromkim śmiechem.
— Ha, ha, ha!... — śmiał się jeden. — Ten młodzik chce walczyć z bandytami!... Mógłby się jeszcze skaleczyć...
— Albo zabrudzić ten haftowany kapelusik!... — dodał drugi.
Młody Meksykanin odwrócił się gwałtownie i szybko wydobył sztylet.
— Nie radze wam drwić ze mnie!... — zawołał z wściekłością.
— Oho!... — zawołał jeden z cowboyów. — Ten caballero chce nas posiekać w kawałki... Och, och, jak strasznie się boję!...
— Nie mieszajcie się do nieswoich spraw — uciął ostro Buffalo Bill. — Jeżeli nie będziecie siedzieli cicho, wyrzucę was!
— Ci ludzie nie znają mnie — mruknął Silva. — Niech mi pan wierzy Buffalo Bill, że umiem walczyć.
— W czym może mi pan pomóc?
— Mogę panu wskazać miejsce, w którym ukrywa się Sangamon Charlie.
Buffalo Bill przeszył wzrokiem swego interlokutora.
— Pan zna jego kryjówkę?
— Tak.
— W jaki sposób zdobył pan tę informację, skoro mieszka pan w Globe? — zapylał podejrzliwie wywiadowca.
— Opuściłem Globe przed pewnym czasem..
— Czy wie pan również gdzie znajduje się obecnie Lasca, córka Boston Jacka?
— Oczywiście!
— Czy pomoże mi pan w ujęciu tych dwojga osób?
— Czekam na pańskie rozkazy, Cody!
Nagle Jim, który siedział za kontuarem, zerwał się z miejsca i zawołał:
— Hej, Cody!... Co się dzieje z tym workiem? Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby worek zachowywał się w ten sposób!...
Buffalo Bill odwrócił się i spostrzegł ze zdumieniem, że czarny worek, który Silva położył na kontuarze, porusza się niesamowicie.
— Co to ma znaczyć, Silva? — zapytał Cody.
Meksykanin roześmiał się.
— W tym worku znajduje się grzechotnik — rzekł. — Mój wujek, który mieszka w Globe, prosił mnie, abym mu przyniósł grzechotnika. Biedny wujaszek cierpi na reumatyzm i uważam, że nie ma na tę chorobę lepszego lekarstwa jak sadło wężowe.
— A to ci dopiero! — zawołał Jim. — Trzeba było zabić bestię, a nie wozić ją żywcem.
— To jest już moja sprawa — rzekł sucho młodzieniec. — A więc, jak powiedziałem, Cody, gotów jestem wskazać panu kryjówkę Sangamona Charlie i pomóc w jej ujęciu.
Buffalo Bill nie miał pełnego zaufania do dziwnego młodzieńca, ale postanowił wydobyć z niego jakieś informacje.
— Czy kryjówka bandyty znajduje się daleko stąd? — zapytał.
— W górach na południe od Adobe Wells, niedaleko drogi do fortu Grand.
— Kiedy możemy wyruszyć? — zapytał Buffalo Bill.
— Więc pan pojedzie ze mną? — ucieszył się Silva.
— Tak.
— Bueno! Pojedziemy po obiedzie. Musimy się pośpieszyć, gdyż Sangamon Charlie może się ulotnić przed naszym przybyciem.
— Dobrze. Pojedziemy po południu. Musi pan jednak...
Buffalo Bill nie mógł dokończyć, gdyż w tej