Strona:PL Buffalo Bill -60- Czaszka Wielkiego Narbony.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwili wydarzył się niezwykły incydent, którego bezpośrednim powodem był Jim.
Jim lubił psie figle. Podczas gdy wywiadowca rozmawiał z młodym Meksykaninem, Jim pomyślał, że możnaby wypuścić węża z worka i natychmiast wprowadził swój zamiar w czyn. Pochylił się nad workiem i rozwiązał sznurek.
Następnie Jim, jakby nigdy nic, usiadł spokojnie na swym krześle i z niecierpliwością oczekiwał pojawienia się węża. Wąż jednak nie ukazywał się. Worek począł zachowywać się w sposób zgoła niesamowity. Poruszał się coraz bardziej, aż wreszcie z jej wnętrza wytoczył się jakiś okrągły białawo-żółty przedmiot i z trzaskiem upadł na podłogę.
Jim wydał okrzyk przerażenia, a dwaj ludzie, którzy siedzieli na ławce, uciekli szybko jeden drzwiami, a drugi oknem. Przerażenie ich było uzasadnione, gdyż z worka wypadła czaszka, która poruszała się po podłodze w tajemniczy sposób, szczerząc zęby w straszliwym uśmiechu.
Manuel Silva rzucił się z nożem w ręku w kierunku Jima, ale Buffalo Bill wytrącił mu nóż z ręki i obezwładnił go.
— Spokojnie, Silva! — zawołał Buffalo Bill. — A więc to pan jest tym tajemniczym człowiekiem, który odebrał od gubernatora czaszkę Narbony, posługując się sfałszowanym listem ode mnie... Teraz porozmawiamy trochę o tej czaszce!..
— Ta czaszka jest moja! — zawołał Meksykanin dziwnie cienkim głosem.
— Co to ma znaczyć? — zawył z przerażeniem Jim, któremu oczy wylazły na wierzch.
— To jakaś sztuczka, Jim, — rzekł spokój nie Buffalo Bill. — Podnieś to i włóż z powrotem do worka.
Jim zbliżył się do czaszki, ale ta odsunęła się szybko od niego. Jim stanął jak wryty, a czaszka potoczyła się w jego stronę, kłapiąc zębami.
— Niech mnie oskalpują!... — zawołał Jim, drżąc jak liść. — Nie dotknę tego za żadne skarby świata!...
Tymczasem Buffalo Bill trzymał Silvę mocno za ręce. Młody Meksykanin wydzierał się ze wszystkich sił, ale Buffalo Bill nie zwalniał chwytu. Nagle za nim rozległ się głuchy stuk padającego ciała i przekleństwo Jima. Buffalo Bill odwrócił się raptownie i ujrzał człowieka ze szramą na policzku, który jednym ciosem powalił Jima na ziemię, chwycił czaszkę pod pachę i grożąc rewolwerem, usiłował uciec.
— To Sangamon Charlie! — zawołał Silva. — Trzymać go!...
— Precz z drogi! — zawołał Sangamon. — Będę strzelał!...
Jim, który leżał na ziemi, potoczył się pod nogi uciekającego, ale Sangamon Charlie przeskoczył przez niego i ruszył ku drzwiom. Buffalo Bill zrozumiał, że Sangamon Charlie jest w tej chwili ważniejszy od Silvy, odrzucił więc młodzieńca ku ścianie i rzucił się za uciekającym.
Tymczasem Jim powstał z trudem i zataczając się, począł biec naprzód. Otrzymał on od uciekającego bandyty potężny cios w szczękę, a potem silne kopnięcie w głowę, tak że był nieco zamroczony. Wpadł więc na Buffalo Billa, a ponieważ wydawało mu się, że schwytał bandytę, uczepił się wywiadowcy jak pijawka i nie puszczał go.
Podczas gdy Buffalo Bill starał się wszelkimi siłami uwolnić od uścisku Jima, z pokoju przybiegli zwabieni hałasem baron i Juan Francisco.
— Zajmij się tym chłopcem! — zawołał do barona Cody, który uwolnił się wreszcie z rąk Jima.
Buffalo Bill wpadł jak bomba do sali jadalnej, gdzie znajdował się tylko służący Chińczyk, który mozolnie podnosił się z podłogi. Widać było, że i on znalazł się na drodze uciekającego bandyty.
— Gdzie uciekł ten człowiek? — zapytał szybko Buffalo Bill.
— Uciekł przez kuchnię... — wyjąkał Chińczyk.
Buffalo Bill rzucił się przez drzwi kuchenne na podwórze, ale usłyszał już tylko oddalający się tętent kopyt końskich. Galopowały dwa konie. Jednego z nich dosiadał Sangamon Charlie, a na drugim znajdował się Mały Lampart, który właśnie znajdował się w zagrodzie i na widok uciekającego bandyty, rzucił się za nim w pościg.
Cody wrócił szybko do sali jadalnej, gdzie znalazł Chińczyka, który stał oparty o mur i pocierał sobie szczękę.
— Skąd wziął się ten człowiek, Yip? — zapytał Buffalo Bill.
— On wyskoczyć z komórki — rzekł Chińczyk słabym głosem. — On wpaść do tamtego pokoju, uderzyć mocno biedny Chińczyk i uciec prędko, prędko... Złamać może podbródek biednemu Chińczykowi...
— Kiedy ten drab schronił się do komórki? — zapytał Buffalo Bill.
— Ja nie wiedzieć, nie widzieć go przedtem...
Buffalo Bill wrócił do przedpokoju, gdzie Jim opowiadał o wszystkim grupie ludzi, która zebrała się z ulicy. Na krześle pod ścianą siedział Silva, którego baron teroryzował rewolwerem Do Codyego zbliżył się jakiś mały człowieczek i rzekł:
— Jestem szeryfem tego okręgu. Nazywam się Dingle. Co tu się stało i w czym mogę być panu pomocny?
— Teraz nie potrzeba mi żadnej pomocy — uśmiechnął się Buffalo Bill. — Gdyby pan był tu przed dziesięcioma minutami, mógłby pan się przydać. Tymczasem może pan zechce poprosić tych obywateli, aby opuścili salę.
Szeryf zarządził opuszczenie pokoju, a tymczasem Buffalo Bill, baron, Francisco i Silva udali się do pokoju Codyego. Buffalo Bill opowiedział pokrótce o wszystkim, co wydarzyło się w przedpokoju.
— Teraz wszystko stracone! — zawołał Silva z wściekłością. — Sangamon Charlie ma czaszkę Narbony i stanie na pewno na czele Apaczów!... Gdybym ja zdobył tę czaszkę i zachował ją, mógłbym oddać Buffalo Billowi nieocenione przysługi..
— Pan oszukał gubernatora i zdobył czaszkę podstępem — rzekł surowo Cody.
— To nie ma teraz najmniejszego znaczenia! — zawołał Meksykanin. — Wszystko stracone!
— Kiedy pan napisał sfałszowany list do Brathwaitea?
— Przed dwoma dniami w hotelu w Phoenix. A skąd pan wie, Buffalo, że to ja właśnie jestem autorem tego listu?
— Otrzymałem dziś od gubernatora list — odparł Buffalo Bill. — Pan opowiedział mi dzisiaj wiele historyjek o sobie, Silva, ale nie wierzę panu absolutnie. A teraz proszę mi powiedzieć prawdę. Wiem, że znam pana. Widziałem pana kiedyś. Proszę mi powiedzieć gdzie i kiedy to było?