Strona:PL Buffalo Bill -34- Demon Wody Ognistej.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie obawiaj się — rzekł spokojnie Benson. — Cody ściga mnie już bez rezultatu kilka miesięcy.
Obaj złoczyńcy znaleźli wreszcie ukryte między skałami miejsce i usiedli wygodnie.
— A więc, — zaczął Benson, — co cię tu sprowadziło, Jack?
— Chciałem iść do Blossom Range.
— Czy nie masz czasem kilku szeryfów na karku?
— Tym razem nie...
— Mówiono mi, że rozbiłeś głowę Natowi Spargo w Valley Falls, — rzekł spokojnie Benson. — Słyszałem nawet coś o szubienicy... Ale rozumiem, że to nędzne wymysły!
— Zabiłem go we własnej obronie — rzekł Jack Goryl. — Nic mi za to nie grozi.
— Czy to jest wszystko, co masz ostatnio na sumieniu?
— Za dużo pytasz... — mruknął złowrogo olbrzym.
— Chcę tylko wiedzieć dlaczego wybrałeś właśnie tę okolicę jako miejsce pobytu?
— Mam pewną myśl, — odparł małpolud. — Widzisz to?
Jack Goryl wydobył z kieszeni mały słoik, wypełniony białymi tabletkami.
— Co to jest? — zainteresował się Benson.
— Nanan. — oświadczył Jack. — Za receptę na te cukierki zapłaciłem temu żółtemu psu Wang Czengowi z San Francisco pięćset dolarów. To się rozpuszcza w whisky, rozumiesz?
— Czy to trucizna?
— Nie. Powiedziałem ci przecież: to nanan. Rozpuść taką jedną pastylkę w szklance wódki i wypij, a świat wyda ci się piękny, a wszyscy ludzie dobrzy i piękni. Jeśli zażyjesz trzy takie cukierki, popadniesz w szał, a gdy wypijesz szklankę whisky z pięcioma pastylkami, na mój rozkaz zabijesz rodzonego brata. Sześć pastylek pozbawi cię przytomności na 24 godziny.
Tim Benson wytrzeszczył oczy. Wziął jedną pastylkę, obejrzał dokładnie, powąchał, a nawet liznął.
— To nie ma żadnego smaku. — rzekł.
— Mam zamiar sprzedać to Indianom. — rzekł Jack Goryl. — Kalkulacja nie jest zła. Koszt wyrobu jest minimalny, a ceny mogę dyktować. Każdy Indianin, jeśli raz tego zakosztuje, odda mi wszystko, żebym mu tylko nie odmówił tego smakołyku.
— Może cię również zabić podczas handlu.
— Tego się nie obawiam — rzekł ponuro Jack Goryl. — Nie boję się Indian.
— Masz dużo tego? — zapytał Benson.
— Starczy, żeby doprowadzić do stanu szaleństwa stu Indian... Ale ja ci wszystko opowiadam, a o tobie jeszcze nic nie wiem.
— Chcesz więc poznać moją historię? — rzekł Tim Benson. — Opowiem ci ją pokrótce. Jak ci już powiedziałem, Cody i jego ludzie są już na moim tropie od dłuższego czasu. Dziś rano wybrałem się dyliżansem do Calumet Wells. Wraz ze mną jechała pewna kobieta nazwiskiem Vera Bright. Ma ona do mnie zadawnioną pretensję... Wyobraź sobie, że wszedł mi kiedyś w drogę niejaki John Ward, bandyta zresztą, jak i ja. Był nawet do mnie podobny...
— Znam go.
— Chciałeś chyba powiedzieć „znałem go“, ponieważ już od dawna nie żyje.
— Nie żyje? Jakże to?
— Wystarczył jeden strzał rewolwerowy...
— Kto go zastrzelił?
— Ja!
Jack Goryl spojrzał w oczy swemu rozmówcy.
— Czy to cię wzruszyło? — zapytał Benson.
— Nie. Nie miałem z nim nic wspólnego.
— Tym lepiej — rzekł Benson. — Wyobraź sobie, że ten człowiek był mężem Very Bright, która w rzeczywistości nazywa się Ward, a pod nazwiskiem Bright występuje jednak w „saloonach“. Ta kobieta nigdy nie wybaczy mi tego zabójstwa.
— Rozumiem. Co dalej?
— Miałem przyjaciela... Juniper Joe, znasz go chyba.
— Słyszałem o nim.
— Pracowaliśmy razem w Blossom Range. Buffallo Bill polował na mnie ale udało mi się uciec. Juniper Joe został przymknięty. Udało mi się go wydostać z więzienia, ale chcieliśmy jeszcze na pożegnanie zabrać nieco pieniędzy z banku... To było naszym nieszczęściem. Zostałem wtedy pobity swoją własną bronią. Zaufaliśmy jakiemuś człowiekowi, który robił wrażenie „swojego chłopa“. Nazywano go Wujem Samem, albo Szaleńcem z Folly Mountain. Przyszliśmy do jego chaty, aby naradzić się nad planem wyprawy i tam zostaliśmy wszyscy ujęci. Wuj Sam nas wydał.
— Kim był ten drań? — zapytał Jack Goryl.
— Poprostu Dzikim Billem Hickockiem!
Małpolud zacisnął swe potworne pięści i rzekł z grymasem wściekłości:
— Dziki Bill!... A to łotr!...
— To było doskonale przygotowane — rzekł Benson. — Od tego czasu nie mam spokoju. Tropią mnie po wszystkich zakamarkach, jak wilka. Dziś postanowiłem z tym skończyć i postawiłem wszystko na jedną kartę. Po drodze „pożyczyłem“ od Very Bright sukni i udało mi się w ten sposób... uniknąć nieprzyjemności.
— Jesteś wspaniały! — rzekł z zachwytem Jack Goryl.
Benson uśmiechnął się z zadowoleniem.
— Nie masz po co chodzić do miasta — rzekł. — Jeśli chcesz robić interesy z Indianami, mogę ci pomóc. Plemię Utah to moi przyjaciele od wodza do najmniejszego smarkacza.

Szatański plan

Tim Benson, mimo że był zajęty rozmową z Jackiem Gorylem nie tracił ani na chwilę czujności. Wiedział on, że Buffallo Bill i jego towarzysze są na jego tropie i nie chciał się dać zaskoczyć.
W pewnej chwili przerwali na chwilę rozmowę i ruszył w kierunku przejścia między skałami.
— Chcę zrobić wywiad — rzekł. — Zaraz wrócę do ciebie.
Rzeczywiście Benson wrócił po kilku minutach.
— Widziałem ich w tamtej kotlinie — rzekł niechętnie.
Buffallo Billa? — zaniepokoił się Jack Goryl.
— Tak. I jego całą bandę. Wysłali Verę Bright i Elmore’a do osady, aby nie krępować sobie ruchów. Teraz będą mogli rozpocząć pościg na dobre.