Strona:PL Bronte - Villette.djvu/750

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a chwilami ponownie przygasających. Zetknęłam się bezpośrednio ze Szczęściem i z Nadzieją, szydziłam z Rozpaczy. Przestała istnieć dla mnie.
Podświadomie kryjącym się w głębi moich zakamarków mózgowych celem mojego parcia naprzód było odnalezienie ujętej w kamienne ocembrowanie sadzawki z jej przejrzystą, chłodną taflą wodną i zielonym obrzeżeniem z sitowia; myślałam o tym chłodzie i o tej zieleni z nienasyconym pragnieniem spalającej mnie gorączki. Pośród bijącej łuną ognistą powodzi świateł, pośród ogólnego wiru zabawy, pośród tumultu odświętnego upojenia tęskniłam w głębi duszy nade wszystko za znalezieniem się przy okrągłym tym zwierciadle kryształowym, aby przychwycić księżyc, odbijający w nim perłową swoją tarczę.
Znałam dobrze drogę, wydawało mi się jednak, ze znajduję coraz nowe przeszkody w bezpośrednim dotarciu do celu: odciągał mnie co chwilę to dźwięk jakiś, to znów jakiś widok, kusząc do zapuszczania się to w tę, to w inną aleję. Dostrzegałam już gąszcz drzew, obrastających rozedrganą taflę przejrzystą, kiedy nagle, rozbrzmiewając od strony położonej na prawo polany, rozległy się dźwięki, które mogłyby, jak mi się wydało, być usłyszane, gdyby otwarły się niebiosa — dźwięki, jakim równe słyszane były może ponad równiną Bethleemską w noc obwieszczenia radosnej nowiny.
Pieśń o donośnych, przepojonych dziwną słodyczą tonach rozbrzmiewała z dala, płynęła wszakże z taką chyżością na szybkonośnych skrzydłach wiatru, że wzrosła, przelatując poprzez mroczne cienie, do potęgi harmonii, która zwaliłaby mnie z nóg przejmującą siłą swoją gdybym szczęśliwie nie znalazła się w pobliżu drzewa, darzącego mnie podporą swojego pnia. W dźwiękach tych brzmiały, jak mi się wydało, niezliczone głosy, najróżnorodniejsze instrumenty, których było bez liku, a z których rozpoznałam jedynie odgłosy trąb i rogów. Efekt ogólny podobny był do morza rozhukanego, rozedrganego wszystkimi swoimi falami.

362