Strona:PL Bronte - Villette.djvu/649

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rousseau i mniej nazbyt wyraźnego naciągania, a w zamian więcej prostoty i niedbania o ogólny efekt. Zacny kapłan był jednak widocznie typowym Francuzem z urodzenia i wychowania (coraz bardziej przekonywało mnie jego podobieństwo do mojego spowiednika) — zarazem jednak był wiernym synem Rzymu. Kiedy pdniósł oczy, spojrzał na mnie ich kącikami bardziej badawczo i wnikliwie, aniżeli można by posądzać o to steranego wiekiem i przeżyciami siedemdziesięcioletniego starca. Wydaje nu się jednak, że był to dobry, poczciwy staruszek.
Bohaterem jego opowieści był jeden z dawniejszych jego wychowanków, którego obecnie nazywał swoim dobroczyńcą, i który, jak się okazuje, kochał tę bladą Justynę Marię, córkę zamożnych rodziców. Pokochał ją w czasie, kiedy własne jego sperandy majątkowe usprawiedliwiały w zupełności sięganie po rękę posażnej panny. W trakcie konkurów tych ojciec wychowanka starego padre — niegdyś bogaty bankier — zbankrutował i rychło potem umarł, pozostawiwszy zamiast majątku długi. Synowi wzbroniono wówczas myśleć nadal o Marii; sprzeciwiła się zwłaszcza ich związkowi ta sama stara czarownica, wielka dama, którą widziałam przed chwilą, babka młodej dziewczyny, Madame Walravens. Gwałtowność jej oporu miała charakter demoniczny nieledwie, wywołany rozgoryczeniem, o jakie ją przyprawia własna ułomność. Potulna Maria nie posiadała ani dość obłudy i zdradliwości aby być fałszywą, ani też dość siły, aby przeciwstawić się otwarcie i dotrzymać wierności swojemu narzeczonemu, pod presją, wywieraną na nią przez babkę, zgodziła się zerwać z nim, nie chcąc wszakże przyjąć starań następnego konkurenta, posiadacza suciej wypchanej sakiewki, schroniła się do klasztoru i tam umarła, zanim skończył się jej nowicjat.
Nieprzemijający ból opanował, jak widać, wiernie wielbiące ją serce. Siła i prawdziwość tej miłości i tego smutku zobrazowana była przez starego padre w sposób, który szczerze wzruszył mnie podczas słuchania jego opowieści.

261