Strona:PL Bronte - Villette.djvu/593

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wraz z nimi zaimprowizowała francuskie wypracowanie na dowolny temat podyktowany przez kogokolwiek z obecnych. Oczywiście nie będzie mi wolno posiłkować się przy tym ani słownikiem, ani podręcznikiem gramatyki.
Wiedziałam, jaki musiałby być wynik podobnej próby. Ja, której natura poskąpiła zdolności improwizacyjnych, ja, która przy występach publicznych byłam okrągłym zerem; ja, której porą pracy umysłowej nie było południe, ale której potrzebna była świeżość i cisza poranka lub samotny spokój wieczora, aby uzyskać od własnego popędu twórczego skromny bodaj dowód jego istnienia, jego siły; ja, u której popęd ten podlegał największym kaprysom, najtrudniejszy był do ujarzmienia, był doprowadzającym do największego szału panem — bóstwem, które czasem, w pewnych warunkach pozornie najbardziej sprzyjających, nie zgadzało się ani odpowiadać na wezwanie, ani słuchać wezwania, ani znajdować się, kiedy go szukałam, i stało zimne, nieczułe, jak granit, jak ciemny Baal z pociętymi wargami, z pustymi oczodołami i z piersiami ni to kamienna płyta mogilna... I nagle, w pewnym momencie, pod wrażeniem jakiegoś odgłosu: przeciągłego, drżącego jęku wiatru, otarcia się o niewidzialny prąd magnetyczny — nieobliczalny ten demon budził się samorzutnie, zeskakiwał ze swojego piedestału niby zaniepokojony Dagon, wzywający czcicieli swoich do składania krwawych ofiar — niezależnie od pory dnia i od okoliczności — budzący kapłanów, zdradziecko zapowiadający proroctwa, może nawet wypełniający świątynię swoją dziwnymi głosami przepowiedni, stale wszelako gotowy przypisywać połowę znaczenia nieprzyjaznym wiatrom i nie użyczający zrozpaczonemu słuchaczowi nędznej pozostałej reszty, — ustępujący mu jej niechętnie, jak gdyby słowo każde było kroplą nieśmiertelnej posoki, sączonej z własnych ciemnych żył...
I tego oto tyrana miałam ujarzmić, skrępować więzami niewoli i zmusić do improwizowania na zadany temat, zajmując miejsce na estradzie szkolnej, pomiędzy panną Matyldą a panną Koralią, pod czujnym okiem Madame

205