Strona:PL Bronte - Villette.djvu/534

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tami: jak: „cicha mała Lucy Snowe“, czy „bezbronna, niewinna jak cień“. Odrzucałam je nie z szyderstwem, ale z niezmierną przykrością: ciążyły mi ołowiem, mroziły swoim chłodem. Szczęśliwie jednak, przeskoczył wnet na inny temat.
— Jaki był wzajemny nasz stosunek, Polly i mój? O ile pamięć nie myli mnie, nie byliśmy wrogo usposobieni wzajem dla siebie...
— Mówi pan o tym w sposób nader mglisty. Czy wyobraża sobie pan, że pamięć małej Polly nie nasuwa jej wyraźniejszych wspomnień?
— O, nie mówimy teraz o małej Polly. Proszę, niech pani nazywa ją panną de Bassompierre: oczywiste, że taka dostojna osoba nie mogła zapamiętać skromnego szarego człowieka, jak Graham Bretton. Niech się pani przyjrzy jej wielkim, szeroko otwartym oczom: czy zdolne one są czytać w księdze wspomnień? Czy są to te same oczy, którym wskazywałem zgłoski w elementarzu? Może nie wie ona nawet, że to ja po części nauczyłem ją czytać.
— Używając do tej nauki Biblii w wieczory niedzielne?
— Ma taki spokojny, piękny profil obecnie, a jaka była z niej kiedyś mała kręcicka! Jakie nieobliczalne są gusty i upodobania dziecięce! Pryskają bez śladu jak bańki mydlane! Czy uwierzyłaby pani, Lucy kochana, że ta dama lubiła mnie bardzo?
— Tak, zdaje mi się, że dość lubiła pana — odparłam powściągliwie.
— Nie pamięta pani więc? I ja także zapomniałem — teraz jednak przypominam sobie. Lubiła mnie najbardziej ze wszystkich i ze wszystkiego co było w Bretton.
— Tak wydawało się panu.
— Doskonale pamiętam to. Pragnąłbym móc powiedzieć jej o wszystkim co zapamiętałem. Pragnąłbym raczej, aby ktoś inny, pani chociażby, droga Lucy, podszepnęła jej to wszystko, gdy ja, siedząc tutaj, na tym miejscu, mógłbym zaznać rozkoszy śledzenia wyrazu jej twarzy przy słuchaniu tych wspomnień. Mogłaby pani

146