Przejdź do zawartości

Strona:PL Bronte - Villette.djvu/533

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w Bretton przed dziesięciu laty, kiedy pan Home sprowadził tam i pozostawił pod jej opieką małą swoją córeczkę, którą nazywaliśmy wówczas „małą Polly“.
— Byłam obecna w dniu jej przybycia, a także w dniu jej odjazdu.
— Osobliwe było z niej dziecko, prawda? Nie pamiętam już jak ją traktowałem. Czy lubiłem dzieci w tym okresie życia? Czy tkwiły cieplejsze jakieś uczucia, czy było coś pociągającego w wybujałym tym, nie dbającym o nikogo wyrostku szkolnym, jakim byłem wówczas? Nie przypuszczam jednak, aby pani przypominała mnie sobie.
— Widział pan w La Terrasse swój własny portret z owego okresu? Bardzo przypomina pański wygląd obecny. Nie zmienił się pan od tego czasu; pod względem zachowania, chcę powiedzieć. Jest pan prawie taki sam teraz, jaki był pan wtedy.
— Czy to możliwe, Lucy? Taka opinia o mnie podnieca moją ciekawość. Jaki jestem teraz? I jaki byłem wówczas, przed dziesięciu laty?
— Dobry, o ile wszystko szło po myśli pańskiej — nigdy jednak i wobec nikogo nie był pan ani szorstki, ani okrutny.
— O, nie, Lucy, nie ma pani racji! O ile pamiętam, bywałem brutalny w stosunku do pani chociażby.
— Brutalny?! Nie, panie Grahamie. Nie zniosłabym nigdy brutalnego traktowania mnie.
To jednak pamiętam doskonale: cicha, łagodna Lucy Snowe nie zaznała nigdy szczególnych z mojej strony względów.
— Równie mało, jak pańskiego okrucieństwa.
— Oczywiście! Gdybym był nawet Neronem, nie byłbym w stanie ukrzywdzić istoty bezbronnej i niewinnej jak cień.
Uśmiechnęłam się, powstrzymując równocześnie jęk bólu... O, pragnęłam jednego tylko: aby chciał pozostawić mnie w spokoju, aby zaprzestał aluzji do mojej osoby! Nie chciałam słuchać określania mnie takimi epite-

145