Strona:PL Bronte - Villette.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

równocześnie hasłem wzmożonego ożywienia — nie osłabionego bynajmniej scenami, jakie rozgrywały się nieodmiennie pomiędzy nim a „panną Pauliną Home“.
Wynikiem jej oburzenia za jego zachowanie się pierwszego wieczora był pełen wyniosłej obcości, sposób traktowania przez nią zuchwalca: stałą jej odpowiedzią, ilekroć zwracał się do niej, było:
— Nie mogę dotrzymać panu towarzystwa: mam o tylu innych rzeczach do myślenia.
Na błagania, aby wyjawiła o jakich rzeczach, odpowiadała:
— O ważnych interesach.
Graham próbował skusić ją otwieraniem swojego biurka i opróżnianiem go z niezmiernie różnorodnej jego zawartości: wyjmował śliczne pieczątki, barwne pałeczki wosku, scyzoryki z rozmaitymi napisami, niektóre nawet wesoło kolorowane, i skrzętnie przez niego gromadzone. Nie można było nawet utrzymywać, aby kuszenie to miało być zupełnie daremne: spojrzenia małej, rzucane ukradkiem sponad roboty, zerkały z zaciekawieniem w stronę biurka, usianego pociągającymi obrazkami. Rycina z wizerunkiem dziecka bawiącego się z wiernym swoim towarzyszem, potulnym wyżłem, upadła na podłogę, jak gdyby przypadkiem.
— Ładny piesek! — zawołała zachwycona.
Graham przezornie udawał, że nie słyszał jej słów. Po chwili, wysunąwszy się ze swojego kącika, podeszła bliżej, aby móc lepiej obejrzeć śliczny obrazek. Nie była w stanie oprzeć się czarowi wielkich oczu psa i długich jego uszu, a także kapelusza i strojnej sukienki dziecka.
— Ładny obrazek! — przyznała łaskawie.
— Proszę go sobie wziąć, jeśli się jaśnie panience podoba — rzekł Graham.
Zdawała się wahać. Chęć posiadania ślicznego obrazka była przemożna, przyjęcie byłoby jednak ustępstwem z krzywdą własnej godności. Nie. Odłożyła rycinę i odeszła.
— Nie chcesz więc jej wziąć, Polly? — zapytał, prze-

26