Strona:PL Bronte - Villette.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic w istocie. Mogę dowiedzieć się od pana dopiero szczegółów całego wydarzenia.
— Otóż stało się to w okolicznościach, które prawdziwie wprawiły mnie w zdumienie. Przez cały dzień zajęty byłem przy niebezpiecznie chorym na bardzo ciekawą chorobę pacjencie; wobec rzadkiego wydarzenia się cierpienia tego typu nastręczało leczenie szczególne trudności. Udało mi się kiedyś jednak obserwować podobny wypadek w jednym ze szpitali paryskich... Ale prawda! Niewiele może to panią interesować!... Uwolniłem się wreszcie od mojego chorego dzięki zaaplikowaniu mu środków, które ułagodziły najbardziej dokuczliwe i niepokojące objawy, jakie towarzyszą tej chorobie — gwałtowne bóle — udałem się też w drogę powrotną do domu. Najbliższy szlak mój, który obrałem ze względu na wyjątkowo ciemną, słotną i wietrzną noc, prowadził przez dolne miasto — Basse-Ville. Przejeżdżając mimo starego kościoła, należącego do zakonu mniszek — Béguines — dostrzegłem przy świetle palącej się ponad głęboką wnęką wejściową latarni — księdza, który dźwignął w górę ze schodków przed kościołem ciężki jakiś przedmiot. Latarnia płonęła dostatecznie jasno, aby wyraźnie uwypuklić rysy księdza, którego poznałem też od razu. Miałem okazję widywania go często u chorych zarówno bogatych, jak biednych, przeważnie jednak u tych ostatnich. Jak mi się wydaje, musi to być zacny starzec, znacznie lepszy niż większość współtowarzyszy jego posłannictwa w tym kraju. Przewyższa on ich w każdym razie walorami intelektualnymi i poczuciem obowiązku. Spojrzenie moje i księdza skrzyżowało się. Zawołał mnie, prosząc abym zatrzymał mój wehikuł. Ciężarem, dźwigniętym przez niego ze stopni kościoła, okazała się kobieta, zemdlona czy umierająca. Wyskoczyłem z wolantu.
— To pańska rodaczka — rzekł ksiądz. — Uratuj ją, doktorze, o ile żyje jeszcze...
— „Moją rodaczką“ — jak stwierdziłem wnet, okazała się nauczycielka języka angielskiego na pensji Madame

293