Strona:PL Bronte - Villette.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiać jej ani na chwilę bez opieki; jej słaby umysł, tak samo jak jej zniekształcone ciało były skażone wrodzoną skłonnością do złego. Bezcelowa złośliwość i nieprzyjazność; niezrozumiała, dziwna potrzeba wyrządzania szkód, powodowały konieczność nieustannej mojej czujności. Że zaś bardzo rzadko odzywała się i godzinami siadywała nadąsana, wykrzywiając twarz ohydnymi, trudnymi do opisania grymasami, doznawałam uczucia, że jestem uwięziona z dziwnym jakimś, nie dającym oswoić się zwierzątkiem raczej, aniżeli z istotą ludzką. Zmuszona byłam także oddawać jej osobiste fizyczne usługi, wymagające zahartowania, stępienia na te rzeczy i obycia się z nimi pielęgniarki szpitalnej; odwaga moja narażana bywała na próby, załamujące mnie zupełnie i doprowadzające do stanu chorobliwego wręcz.
Obowiązki te nie powinny były właściwie spaść na mnie; pełniła je dotychczas jedna ze służących, nieobecna podczas ferii; w pośpiechu i zamęcie wyjazdu nie pomyślano o zastąpieniu jej kimś odpowiednim. Ciężary te i przejścia nie były bynajmniej najmniejszą dokuczliwością, jakiej zaznałam w życiu. Mimo jednak, że usługi te były odstręczająco wstrętne, bardziej niż one dręczyły mnie cierpienia duchowe, wyczerpujące mnie i nużące bezgranicznie. Pełnienie posług przy kretynce odbierało mi często chęć i możność spożywania posiłków; omdlewając nieomal z obrzydzenia, szukałam jedynego ratunku na ten stan, jedynej ucieczki przed nim w wybieganiu na świeże powietrze do ogrodu i do studni na podwórze. Nigdy wszelako pełnienie tych obowiązków nie szarpało i nie krwawiło mi serca, ani też nie wypełniało moich oczu i nie paliło moich policzków łzami gorącymi niczym rozpalony ołów, mającymi źródło w cierpieniach moralnych.
Po odjeździe kretynki mogłam pozwalać sobie do woli na dalsze przechadzki. Zrazu brak mi było odwagi wychodzenia daleko poza Rue Fossette, stopniowo wszakże zaczęłam zapuszczać się poza wrota miejskie, po czym swobodnie już wędrowałam po gościńcach, przez pola,

251