Strona:PL Bronte - Villette.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go kształtnej, skończenie doskonałej w liniach i w proporcjach postaci. Wątpię, czy mógłby znaleźć się wśród całego tego zgromadzenia ktoś inny, zdolny dorównać mu. Trzymał kapelusz w ręku; jego odkryta głowa, jego twarz i pięknie zarysowane czoło tchnęły niezwykłą urodą i męskością; jego rysy nie były wydelikacone, drobne i kobiece; ani też nie były zimne, płoche i słabe. Mimo że pięknie wykute, nie były tak drobiazgowo wyrzeźbione i wygładzone, aby miały utracić na sile i wyrazistości to, co zyskałyby na wysubtelnieniu i bezdusznej symetrii. Wyrażały one chwilami głębię uczucia, którego większa jeszcze potęga osiadła milcząco w jego oku. Takim przynajmniej mnie się wydał — taką miarą oceniłam go. Niewypowiedziane, nie dające ująć się w słowa uczucie podziwu przeniknęło mnie, kiedy tak przypatrywałam się temu człowiekowi, zdając sobie sprawę, że niepodobieństwem byłoby, aby mogła znaleźć się istota, zdolna wzgardzić nim, odtrącić go.
Nie było moim zamiarem zbliżyć się do niego, ani do niego przemówić tutaj, w ogrodzie; charakter naszej znajomości nie upoważniałby mnie do podobnie poufałego wystąpienia. Chciałam tylko dostrzec go wśród tłumu, nie będąc widzianą przez niego. Spotkawszy się z nim jednak sam na sam, cofnęłam się. On, natomiast, szukał mnie widocznie, a właściwie tej, która była ze mną, dlatego też zeszedł ze schodków i poszedł w ślad za mną aleją.
— Zna pani pannę Fanshave? Niejednokrotnie pragnąłem dowiedzieć się czy pani ją zna — rzekł.
— Tak, znam ją.
— Blisko?
— Tak blisko, jak mogłabym życzyć sobie tego.
— Gdzie pani podziała ją teraz?
— Czy jestem jej stróżem? — chciałam zapytać; zamast tego jednak, odpowiedziałam: — Przemówiłam jak należy do jej sumienia i byłabym przemówiła jeszcze dobitniej, ale wyrwała się z moich rąk i uciekła.
— Czy zechce pani uczynić mi tę łaskę, aby czuwać

237