Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tki i zmartwienia... Niedługo przyjdę tu z moją ukochaną powiedzieć im, że i ja także biorę udział w uczcie życiowej.
Przybywszy do domu, zapytał się służącego czy pani de Preymont wyszła.
— Nie panie, pani jest w salonie, dokąd przed półgodziną zaniosłem listy i gazety.
Preymont obszedł dom dokoła i zatrzymał się, aby podziwiać różnobarwne astry, które się rozwinęły podczas jego nieobecności.
— Dziś poślę jej bukiecik tych maleńkich kwiatków, które ona tak lubi — rzekł sobie.
Drzwi balkonowe od salonu były szeroko otwarte na ganek, którego poręcze oplatała nasturcya; potoki światła i ciepłego, nasyconego wonią kwiatów powietrza, przenikały do wnętrza mieszkania. Muszki i owady brzęczały jak na wiosnę; piękność i szczęście zdawały się uśmiechać zewsząd.
— Dlaczego ona nie wchodzi do swej nowej siedziby? — pomyślał. — Natura sama przyjęłaby ją czarodziejskim swoim urokiem.
Spokojnie wszedł po stopniach ganku, lecz stanąwszy na progu salonu z wielkiem zdumieniem ujrzał matkę plączącą, z twarzą ukrytą w dłoniach.
— Zuzanna! przytrafiło jej się coś złego — przebiegła mu w głowie myśl jak błyskawica i szybko wszedł do salonu.
Pani de Preymont spostrzegłszy go przeraziła się widocznie. Chciała ukryć listy które z kolan