Przejdź do zawartości

Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prostem jest nie narażać ani siebie, ani nikogo? Wierzę, iż wszystkie podejrzenia rozwiałyby się w ten sposób; ale sam sposób jest zbrodnią, i nie chcę go użyć. Nie, to zbyt przykre i wstrętne; nie chcę, aby temu chłopcu stała się jaka krzywda; skoro mówi że mnie kocha, więc dobrze, wierzę mu; nie będę płaciła złem za dobre. (Wchodzi Fortunio). Oddano panu zapewne mój bilecik; czy go pan czytał?

FORTUNIO. Oddano mi i czytałem; może pani mną rozporządzać.

JOANNA. To zbyteczne, zmieniłam zamiar; niech pan podrze, i nie mówmy o tem więcej.

FORTUNIO. Czy mogę pani być w czem innem użyteczny?

JOANNA (na stronie). To szczególne, nie nalega. (Głośno). Nie, nie, nic mi nie trzeba. Prosiłam pana o tę piosenkę.

FORTUNIO. Służę pani. Czy to wszystko, co pani każe?...

JOANNA. I cóż! o czem pan myśli? Czeka pan, aż kto nadejdzie?

FORTUNIO. Cierpiący jestem, niech mi pani pozwoli odejść.

JOANNA. Najpierw proszę zaśpiewać, później zobaczymy czy pan jest cierpiący i czy ja pana zatrzymuję. Proszę śpiewać, powtarzam, ja chcę. Nie śpiewa pan? No, co on robi? Noo, proszę, jeżeli pan zaśpiewa, dam panu koniuszek mojej mitenki.

FORTUNIO. Pani Joanno, niech pani posłucha: lepiej było pomówić ze mną szczerze, byłbym się zgodził na wszystko.

JOANNA. Co pan powiada, o czem pan mówi?