Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ALCEST:
Nie śmiej się, pani; nie czas żartować w tej chwili!
Raczej rumieniec wstydu niech ci spłoni lica,
Że już zdrad twoich wyszła na jaw tajemnica.
Oto, czemu niepewność żyła w sercu mojem,
Oto, co je poiło ciągłym niepokojem,
Czemu, jadem posądzeń zawczasu zatruty,
Niewiary na mą głowę ściągałem zarzuty;
I, mimo twą w obłudy sztuce biegłość całą,
Me serce złem przeczuciem oddawna już drżało.
Lecz nie sądź, pani, że me uczucia zdeptane
Spokojnie zniosą z rąk twych tę haniebną ranę:
Wiem, że miłość swą wolą rządzi się jedynie,
Ze równie bez rozkazu rodzi się jak ginie,
Że do serca gwałt żaden drogi nie otwiera,
Bo samo swego pana kędy chce obiera;
Toteż, nie miałbym prawa do najmniejszej skargi,
Gdyby niezmienną prawdę głosiły twe wargi,
Wówczas, choćbym w uczuciach swych doznał odprawy,
Na losbym się mógł tylko skarżyć niełaskawy.
Lecz wzajemności łudzić mnie pozorem zwodnym,
Aby później oszukać podstępem niegodnym,
Dla takiej zdrady niema pomsty zbyt surowej,
I gniew mój się na wszystko ważyć dziś gotowy.
Tak, wszystkiego się lękaj po takiej zniewadze,
Bo nad mem uniesieniem straciłem już władzę;
Ten cios, co mnie śmiertelnie zranił z ręki twojej,
Ostatniej mnie w rozsądku pozbawił ostoi;
I wściekłość, co mnie pali straszliwem zarzewiem,
Dokąd mnie zawieść zdolna, sam już dzisiaj nie wiem.

CELIMENA:
Lecz skąd ten gniew straszliwy i srogie zamysły?
Powiedz, czy ty doprawdy postradałeś zmysły?

ALCEST:
Postradałem je, pani, w ów dzień nieszczęśliwy,
Gdym z ócz twych wypił kielich trucizny zdradliwej,