miał wyrażać ów zardzewiały miecz sprawiedliwości w Marsylii.
Mierzi mnie wszelka nowość, jakiekolwiek miałaby oblicze; i mam racje potemu, widziałem bowiem skutki jej bardzo dotkliwe. Ta, która gnębi nas od tylu lat[1] nie dokonała sama wszystkiego; ale można powiedzieć, z podobieństwem do prawdy, iż, jakowymś trafunkiem, wszystko zrodziła i sprowadziła wszystkie klęski i nieszczęścia, które dzieją się od tego czasu, bodaj bez niej i przeciwko niej.
Ci, którzy starają się zachwiać rządem państwa, najczęściej pierwsi padają, przywaleni jego ruiną; owoc zamieszek rzadko dostaje się temu kto je wywołał; zazwyczaj mącą i poruszają wodę dla innych rybaków. Skoro raz się rozluźni i ochwieje zwartość i budowę monarchii, tego wielkiego budynku, zwłaszcza na jego stare lata, zostaje dość szczelin i otworów, któremi mogą się wcisnąć podobne i dalsze zamachy. Trudniej ściągnąć majestat monarszy od wierzchołka do połowy, niż od połowy na samo dno. Ale, jeśli dający przykład są bardziej szkodliwi, naśladowcy ich bardziej są występni, iż rzucają się w przykłady, których ohydę i szkodliwość sami czuli i karali. Jeśli są jakieś stopnie czci, nawet w złem, ci drudzy ustąpić muszą pierwszym chwały poczęcia i śmiałości tak zuchwałego zamachu. W tem pierwotnem i obfitem źródle wszelkie rodzaje nowej swywoli czerpią z łatwością przykłady i wzory zamętu: w samych prawach naszych nawet, ustanowionych jako lekarstwo przeciw temu pierwszemu złu, można wyczytać naukę i usprawiedliwienie wszelakiego rodzaju zbrodniczych przedsięwięć. Przypomina się to, co Tucydydes mówił o wojnach domowych swego czasu, że, chcąc stworzyć ochronę i jakoby wymówkę dla publicznych zbrodni, chrzczono je nowemi, bardziej łagodnemi nazwami, przekształcając i miękcząc ich prawdziwe miano.
- ↑ Reformacja.