Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
68
KOSMOPOLIS.

— Hafner powie ci, że mówisz jeszcze zbyt głośno — rzekła Alba, śmiejąc się — i doda swe zwykłe zdanie, że nigdy nie będziesz dyplomatką.
I zwracając się do Dorsenne’a, oraz cofając się za milczącą Lidyę Maitland w ten sposób by mogła zostać w tyle z młodym człowiekiem, dodała:
— Ale ja chcę zostać dyplomatką, by się dowiedzieć czy masz pan jakie zmartwienie.
Ruchliwa jej twarzyczka zmieniła nagle wyraz, patrząc na Juliana, i mówiła z widocznym niepokojem:
Tak, nigdy pana nie widziałam tak zamyślonym, jak dzisiaj. Czyś pan chory? może złe wiadomości otrzymałeś pan z Paryża? Co panu jest?
— Ja, zamyślony? — odparł Dorsenne — ale zdaje się pani, nic mi nie jest, zapewniam panią.
Było to kłamstwo bardzo niezręczne i bardzo widoczne i jeżeli kto zasłużył na przycinki i pogardę barona Hafnera, to z pewnością powieściopisarz. Zaledwie bowiem pani Gorska odezwała się, że nie wie nic o mężu, a już z szybkością człowieka wyobraźni, widział w myśli hrabinę Steno i Maitlanda schwytanych w tej właśnie chwili na schadzce, widział wyzwanie a może zabójstwo, jako konieczne następstwo. A gdy Alba nie przestawała śmiać się swym śmiechem dźwięcznym, wrażenie smutnego losu tego dziecka odbiło się tak wyraźnie na jego twarzy, że