Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
51
KOSMOPOLIS.

Zaledwie skończył pisać te słowa i zamykał notatnik, który nazywał swą śpiżarnią lub ordynarniej swą spluwaczką, gdy dźwięk głosu, znanego mu doskonale, zmusił go do odwrócenia głowy. Nie słyszał wstępującej na schody osoby, która pozwoliła mu pisać, a która była jednym z aktorów jego „trupy“, że użyjemy znów własnego jego wyrażenia, jedną z osób należących do wycieczki dzisiejszej, uorganizowanej przedwczoraj u pani Steno, tą samą właśnie, którą fanatyczny margrabia potępiał najbardziej. Był to ojciec pięknej Fanny Hafner, baron Justus w swej własnej osobie. Dawny korsarz na rynkach Berlina i Wiednia, osławiony założyciel Banku austro-dalmackiego, był małym człowieczkiem, bardzo szczupłym, z oczami niebieskiemi tak przenikliwemi, że trudno było wejrzenie ich wytrzymać, z twarzą cery nieskreślonej i wyrazem jakby zamazanym. Zachowanie się jego zawsze jednakowo grzeczne, ubranie zawsze pełne prostoty i staranne, mowa wstrzemięźliwa i poważna, nadawały mu ten rodzaj dystynkcyi nieokreślonej, która zastępuje wyższość u tylu starych dyplomatów. Ale awanturnik niebezpieczny zdradzał się przez wzrok, którego Hafner nie zdołał osłonić obojętną uprzejmością. Pod pozorami człowieka światowego, za jakiego się uważał, dawała się dostrzedz pomimo wszystko w pewnych odcieniach niedających się opisać, w gorączkowem i niespokojnem wejrzeniu, dziwne czyniącem wra-