Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/464

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
458
KOSMOPOLIS.

więcej, w miarę, jak słońce kryło się za horyzont? Bieg czasu poznawała po coraz częstszych dreszczach, które w końcu zmieniły się w zimno silne i czuła, z dziwnie posępną i bolesną radością, że życzenie jej zostało spełnione i straszliwa gorączka zaszczepiła w niej swój jad. Krzyk, jaki usłyszała, zmusił ją do podniesienia się i chwycenia za wiosła. Był to woźnica, który, nie mogąc się jej doczekać, zeszedł z kozła i wołał na chybił trafił na łódź. Gdy wyszła na brzeg i gdy ją ujrzał straszliwie bladą, człowiek ten, służący u hrabiny oddawna, nie mógł się powstrzymać, by z poufałością włoskiego sługi nie zawołać:
— Przeziębiłaś się hrabianko, a to miejsce jest bardzo niezdrowe...
— Istotnie — odrzekła — mam lekki dreszcz... Ale to nic, wracajmy prędko do domu. Tylko proszę nie mów nikomu, że pływałam łódką. Mama by mnie łajała...