Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/455

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
449
KOSMOPOLIS.

stał ją stojącą nieruchomie przy oknie, o które się oparła, wyglądając za Dorsennem. Tu znów ją wzięła pokusa samobójstwa — znów uczuła, z siłą nieprzepartą, pociąg magnetyczny ku śmierci. Życie wydało się jej jak coś szkaradnego, coś całkiem nieużytecznego, i nieznośnego. Odtąd nie mogłaby uścisnąć matki bez wstrętu. Z dwóch przyjaciółek, jakie miała, jedna rozdzielona z nią została na zawsze, druga, podobnie jak i ona, jest nieszczęśliwą. Pozostało w niej przykre wrażenie tego, że człowiek, w którym spoczywała ostatnia jej nadzieja, nie miał serca, a przynajmniej nie miał go dla niej. To, co wyczytała w szatańskiem wejrzeniu Lidyi czyniło dla niej perspektywę pobytu w Piove tak wstrętną, że sama myśl o tem wstrząsała nią z oburzenia. Skłonność dziedziczna, która się w niej już przed chwilą objawiła, teraz opanowała zupełnie tę duszę, krwawiącą się z rany nieuleczalnej, pod postacią wyrozumowanego postanowienia. Jest to druga chwila najniebezpieczniejsza w rozwoju tej choroby moralnej, jaką jest samobójstwo. Postępuje ona gwałtownie bardzo, jeżeli okoliczności zgadzają się ze skłonnością wrodzoną. Teraz Alba już nie mówiła: „jakże to słodko byłoby umrzeć“, ale „umrzeć muszę“!...
Potem, oparta ciągle o okno, przypomniała sobie dwa zdarzenia. Pewna młoda dziewczyna z Neapolu, jedna z towarzyszek w grze tennis, którą Dorsenne nazywał małą Herodyadką, z po-