Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/442

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
436
KOSMOPOLIS.

nia. Skoro jednakże ta przestrzeń została przebyta, popęd nabiera takiej siły, że staje się fatalnością nagłą jak piorun. Tak samo rzecz miała się z Albą, która w chwili odjazdu matki cierpiała nadzwyczajnie, ale nie myślała jeszcze o śmierci. Teraz, oparta na oknie otwartem, mierzyła oczami wysokość dwóch pięter i czuła, jakby ją coś ciągnęło ku tej pustej przestrzeni, a pociąg ten był żywy, nagły, prawie słodki. Tak, to było bardzo proste... Widziała się już leżącą na tym bruku, tak jasno oświetlonym, z członkami połamanemi, głową potrzaskaną... umarłą... oswobodzoną! W tej chwili uczuła pewien rodzaj gorączkowej radości, towarzyszącej zwykle tego rodzaju samobójstwu. Wybuchnęła śmiechem nerwowym. Wychyliła się więcej i miała się już rzucić, gdy wzrok jej spostrzegł mężczyznę, idącego chodnikiem. Widok ten zbudził ją z tego uroku, którego dziwaczny powab owładnął nią tak silnie. Cofnęła się, przetarła oczy rękami i, choć nieprzywykła do egzaltacyi mistycznej, zawołała:
— O Boże, to Ty mi go przysyłasz!... Jestem uratowana!
I zadzwoniła na służącego, wydając mu polecenie, że jeżeliby pan Dorsenne pytał się o nią, ma go wprowadzić do małego saloniku pani Steno.
— Nikogo więcej nie przyjmuję — dodała.
W rzeczy samej, był to Julian, którego widziała zbliżającego się do pałacu w tej chwili