Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/440

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
434
KOSMOPOLIS.

stanowiska. Nie pierwszy to raz Albę owładnęło podejrzenie wobec tajemniczych zniknięć matki. Ale zwykle przeciw tym podejrzeniom stawiała ufność, której teraz, po scenie dzisiejszego poranku wcale wzbudzić w sobie nie mogła. Pobiegła do okna, by zobaczyć odjazd wiktoryi. Konie grzebały kopytami, a wenecyanka, podniósłszy swą śliczną główkę, przesłała z pod czerwonej parasolki uśmiech pożegnalny córce. Jakżeby się zdziwiła, gdyby mogła odgadnąć, co wzrok tej córki mówił, tę proźbę nadaremną by pozostała w domu, by uspokoiła swą obecnością gorączkę boleści, by nie szła tam, dokąd szła!... W istocie bowiem miała schadzkę z Lincolnem w jego mieszkaniu. Z góry doznawała już rozkoszy nerwowej, gdy konie unosiły ją ku pałacowi Savorelli. Nie zabawi tu więcej nad pięć minut, dość, by wykazać swe alibi. Odeśle ztąd swój powóz, siądzie do pierwszej lepszej dorożki, wstąpi do kościoła, gdzie, mimo wszystko, pomodli się, by Bóg jej przebaczył ten słodki grzech, jaki zamierza popełnić! Myślą już oddawała się oczekiwaniu danej rozkoszy, które u pewnych rześkich natur, jaką jej natura była, równa się nieomal samej rozkoszy. Nie przypuszczała, że biedna Alba, jej Alba, to dziecię tak czułe, mimo wszystko, kochane, ulegało w tej chwili jednej z najstraszliwszych pokus... Gdy powóz zniknął, oczy jej padły na bruk jasno oświecony i uczuła nagle chęć gwałtowną, instynktowną, prawie nieprzeła-