Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
350
KOSMOPOLIS.

brze, że zapóźno już było cofać się bez narażenia honoru...
— Chciałabym, żebyś mi najprzód przyrzekł — odrzekła pani Gorska, nie zwracając uwagi na ostatnie słowa — że przez cały czas, gdy będziesz się leczył, nikogo nie będziesz przyjmował, tak samo, jak ja... Nie zniosę tej kobiety u siebie, ani też nikogo, któryby mi o niej mówił, lub któryby tobie o niej mówił...
— Przyrzekam ci to — odrzekł Gorski, który ucieszył się niezmiernie z tego pierwszego dowodu, że zazdrość o kochankę była jeszcze tak żywą wśród urazy żony i dodał z uśmiechem: nie będzie to zbyt wielkiem poświęceniem... Następnie?...
— Następnie... jak tylko lekarz zezwoli, pojedziemy do Anglii. Zostawimy rozkazy, by wszystko tu sprzedano. Na przyszłą zimę osiądziemy, gdzie będziesz chciał, ale nigdy już w tym domu, ani w tem mieście...
— Dobrze — odrzekł Bolesław — i to także nie jest żadnem poświęceniem... Cóż więcej?...
— Nakoniec — szepnęła głosem stłumionym, jakby się samej siebie wstydziła — nigdy nie będziesz do niej pisał, nigdy nie będziesz chciał się dowiedzieć, co się z nią dzieje...
— Daję ci na to słowo — zawołał Bolesław i wziął ją za rękę — cóż więcej?
— Już nic — odrzekła, cofając rękę, ale wolno. I jak gdyby chciała wprowadzić w czyn swe