Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
311
KOSMOPOLIS.

że w pierwszej chwili chciała pójść do salonu, wypędzić ztamtąd metresę Bolesława, jak sługę, schwytaną na uczynku kradzieży. Zaraz jednak obraz Alby przyszedł jej namyśl, tej słodkiej i czystej Alby, o duszy białej jak jej imię, a która była jej najdroższą przyjaciółką. Wśród zamętu, i panującego w jej głowie od chwili, gdy poznała straszną prawdę, kilkakrotnie myślała o tej dziewczynie. Ale zbyt silne zmartwienie, które pochłonęło całą jej duszę, zatarło w niej na chwilę przyjaźń dla tego młodego i pięknego dziecka. W chwili atoli, gdy chciała wypędzić swą rywalkę, jak miała do tego prawo, prawie obowiązek, uczucie to obudziło się w niej. Dziwna litość zawładnęła jej sercem i powstrzymała ją wśród wielkiego przedsionka, zdobnego w posągi i kolumnadę, który chciała przejść, by dostać się do salonu. Odwołała służącego, który już brał za klamkę. Uczuła to wrażenie, jakiego ta ostatnia doznawała często, odnośnie do Fanny, współczucie dla boleści, bardzo podobnej do tej, jaką ona cierpiała. Nie mogła podać ręki pani Steno potem, co się dowiedziała, ani też odezwać się inaczej, jak wskazując jej drzwi. Ale wygłosić wobec Alby choćby jedno zdanie, zrobić ruch, któryby oświecił biedne dziecko o wartości jej matki, nie to byłaby zemsta zbyt wielka, zbyt nieubłagana! Odwróciła się więc ku drzwiom, prowadzącym do jej pokojów i rozkazała służącemu, by poprosił do niej męża. Wynalazła sposób za-