Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
252
KOSMOPOLIS.

wa, do której wmieszał się z dobrą wiarą, przekonany, że spełnia czyn miłosierdzia, upajać go poczęła. Ocknął się w tym człowieku wiary stary rębacz, chciwy bójki. Niegdyś i w nim wrzały namiętności, kochał się we wzruszeniach, jakie daje niebezpieczeństwo i szabla naga, tak samo jak dziś kochał swe idee, swój sztandar i w obu tych uczuciach okazywał gorący zapał. Nie szło mu już teraz o oszczędzenie podejrzeń trzem biednym kobietom, ani też o uczynek dobry. Widział znów przed oczami pamięci swych dawnych przyjaciół i ich szermierskie talenty; ten strzelał wybornie, inny miał zwyczaj atakować uderzeniami prostemi, jeszcze trzeci odznaczał się krwią zimną, a wśród tych opowiadań wojowniczych co chwila powracało mu na usta pytanie:
— Ale do dyabła, dla czego Gorski wziął tego Hafnera za sekundanta? To jest coś poniżającego ja tego nie pojmuję...
Gdy nakoniec siedli do powozu w zamiarze udania się na schadzkę, gdy usłyszał jak Dorsenne powiedział woźnicy adres: Pałac Savorellil — zawołał, podnosząc rękę i ściskając pięście:
— To już przechodzi wszystko! Ten awanturnik mieszka w domu Pretendenta, w domu Stuartów!...
I powtarzał ciągle:
— W domu Stuarta!...
Odtąd milczał, a to milczenie w oczach powieściopisarza było o wiele niebezpieczniejszem niż