Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
245
KOSMOPOLIS.

— Siadaj pan tutaj i donieś im nasze nazwiska i nasze adresy, dodając, że jesteśmy na ich rozkazy. Nie wspominaj pan nic o tem, że postąpili nie jak należy, byle tylko drugi raz im się nic podobnego nie przytrafiło!... Ty zaś, Dorsenne, ponieważ ci idzie o to, żeby tego pana nie zrazić, możesz się do niego zgłosić, ale osobiście, rozumiesz mnie?... i powiedzieć mu, że pan Chapron, tu obecny, wybrał na pierwszego sekundanta starego halaburdę, pojedynkowicza, jak chcesz, tak sobie nazywaj mnie, ale który będzie się ściśle trzymał form. A więc muszą się najprzód do nas zgłosić, do nas obydwóch, w celu oznaczenia zejścia się urzędowego...
— Cóżem panu powiedział? — zapytał Dorsenne Florentyna, gdy schodzili ze schodów Montfanona — zupełnie się zmienił, gdyś mu wymienił barona... Rozmowa między nimi będzie bardzo ciekawa. Byle tylko nie popsuł wszystkiego. Słowo daję, gdybym był wiedział, że Gorski wybierze Hafnera, nie byłbym ci wspominał o starym szuanie, jak go nazywam.
— Ja zaś, gdyby mi nawet pan de Montfanon kazał się strzelać o pięć kroków — zawołał Chapron, śmiejąc się — to jeszczebym ci podziękował za to, żeś mnie z nim zapoznał. Jest to człowiek ulany z jednej sztuki, jak mój ojciec, jak Maitland. Uwielbiam takich ludzi...
— Widać, że niepodobieństwem jest posiadanie rozumu i serca razem — rzekł do siebie Julian,