Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
207
KOSMOPOLIS.

tynie zaszczepiony był na przyjacielu, godnym pióra La Fontaine’a, lub Balzaca, dwóch poetów przyjaźni, jednego w swym podniosłym i tragicznym „Kuzynku Pons“, drugiego w tej króciutkiej, lecz znakomitej bajce, w której znajduje się wiersz pełen tkliwości

„Śpiąc, wydawałeś mi się tak smutnym“...

Florentyn kochał Lincolna dlatego, że go podziwiał, a podziwiał go dlatego, że go kochał. Nie mylił się zresztą, uważając malarza za najbardziej utalentowanego pomiędzy tymi, którzy się w ostatnich trzydziestu latach ukazali. Ale Lincoln nie miałby ani zuchwałej wytworności rysunku, ani błyszczącej siły kolorytu, ani subtelności imaginacyi, gdyby przyjaciel nie poświęcił się z zapałem dla chwały artysty. Gdy Lincoln chciał podróżować, znajdował zawsze w swym szwagrze najpilniejszego gońca: gdy potrzebował modelu, dość mu było słówko o tem wyrzec, a Florentyn już rozpoczynał poszukiwania. Jeżeli Lincoln wystawiał jaki obraz w Paryżu, lub Londynie, Florentyn zajmował się wszelkiemi formalnościami i zabiegami, odwiedzał dziennikarzy i kupców obrazów, układał listy z podziękowaniem za artykuły i to charakterem tak podobnym do pisma malarza, że ten potrzebował tylko pomieścić swe nazwisko. Lincoln pragnął powrócić do Rzymu, Florentyn wyszukał dom przy ulicy Leopardi i urządził w nim wszystko, jak należy, nim Maitland, bawiący wówczas w Egipcie, ukończył