Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
166
KOSMOPOLIS.

wadziła do mego pałacu w gondoli?... Właśnie porzuciła była San Giobbe’a, a Bolesław jeszcze się nie zjawił. Byłaby mi radziła, kierowała mną. Grałbym na giełdzie tak, jak ona, według rad Hafnera, ale nie jako jego zięć! Nie byłbym skuty więzami małżeńskiemi... a ona miałaby lepszy tytoń...
Właśnie zapalił cygaro Virginia, dar Maitlanda. Rzucił je, skrzywiwszy się jak dziecko zepsute, narażając na zatlenie się delikatną matę, pokrywającą marmur posadzki i przeszedł do przedpokoju, dla wydobycia z bocznej kieszeni swego letniego okrycia, w które rozsądnie ubrał się, wychodząc o godzinie ósmej rano, swej cygarnicy. Zapaliwszy cygaretkę, wydobytą z tej cygarnicy, napełnioną tak zwanym tytoniem egipskim, zmieszanem z opium i saletrą, którego moda kazała mu używać zamiast prawdziwego tytoniu amerykańskiego, rzucił machinalnie wzrokiem na tacę, którą służący postawił tutaj wychodząc z pokoju. Leżała tam jeszcze karta nieznajomego gościa, dla którego pani Steno go opuściła. Ardea przeczytał na bilecie ze zdziwieniem nadzwyczajnem te słowa: „Bolesław hr. Gorski“...
— Ona jest godniejszą podziwu, niż myślałem — szepnął, wchodząc do kancelaryi pustej. — Choćby chciała, to teraz nie wyjdę, muszę ją zobaczyć po tej rozmowie!...