Strona:PL Bourget - Kosmopolis.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
127
KOSMOPOLIS.

w tej naturze potężnej, popędliwej i prawie po męzku niemoralnej, występowała wyraźnie na każdym niemal kroku. Jeżeli więc Julian zatrzymał się zdziwiony na chwilę na progu sali, to nie dla tego, że zobaczył ją znowu pustą w końcu sezonu, ale dla tego, że spostrzegł w tem kółku poufnem owego Peppino Ardea, którego nie spotykał nigdzie przez całą zimę. I w rzeczy samej, była to chwila dziwnie wybrana, by się pokazywać w nowych miejscach, gdy młotek komornika podniesiony był już nad tem wszystkiem, co stanowiło dumę i splendor jego nazwiska. A przytem prawnuk Urbana VII, siedząc między wzniosłą Fanny Hafner ubraną w blado-niebieską suknię i śliczną Albą Steno w ognistej czerwieni, wprost pani Maitland przepysznie wyglądającej, w ciemno-zielonej toalecie, w żadnym razie nie wyglądał na człowieka dotkniętego przeciwnościami. Półcień umiejętnie rzucany, przez lampy stojące wysoko i nisko, oświecał delikatnym odblaskiem jego profil dumny i męzki, który nic nie stracił na swym pańskim, uprzejmym wyglądzie. Były to dwa główne rysy tej twarzy, nieregularnej i uderzającej, w której widać było opieszałość, połączoną z dobrodusznością. Oczy bardzo czarne, bardzo błyszczące i ruchliwe, zdawały się w jednem spojrzeniu łączyć pogardę z uśmiechem, podczas gdy usta, pokryte ciemnemi wąsami, nosiły wyraz lekceważenia i łakomstwa, rys niesmaku i zmysłowości. Broda wygolona miała od-