Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dnie i noce spędzałem w jego pokoju, czuwając, rychło ducha wyzionie. On kaszlał, pluł, śmiał się chrapliwym głosem ze swoich, jak mówił, wakacyj i w ciągłej gorączce marzył o historji, na nowych zasadach opartej.
Jednej nocy, drzemiąc w fotelu naprzeciw jego łóżka, usłyszałem jakiś głos i ocknąłem się strwożony.
— Wuju! wuju! — zawołał — z tego już nic nie będzie!...
— Co ci jest, Leonie? — spytałem, myśląc, że mówi przez sen.
— Nic już nie będzie z mojej historji, bo ja umieram!...
O gdybyś słyszał głos, jakim wymówiono te słowa! Gorzkom zapłakał pierwszy raz od lat trzydziestu.
Od owej chwili począł konać, przytomnie, z największą rozpaczą; wówczas bowiem dopiero poznał, że całe jego życie marnie zostało stracone.
Rozpamiętywając te rzeczy, często pytałem: takaż to jest śmierć sprawiedliwego? późniejsza jednak rozwaga inne mi nasunęła myśli.
Życie tego człowieka było wielkiem bezprawiem, buntem przeciw naturze. Stargał on prawo harmonijnego rozwoju wszystkich władz istoty ludzkiej, zniszczył ciało na korzyść potęgi ducha i dlatego zginął. Inni życie swoje przekazują potomstwu, on już nic nie mógł przekazać. Inni mniejszy zapas wiedzy udzielają społeczeństwu i żyją w jego wspomnieniach, on ze swej kolosalnej pracy ani źdźbła ludziom nie pozostawił i rozproszył się jak mgła. Powiadam, że znikł bez śladu, ponieważ mając ogromną pamięć, robił bardzo poskracane wyciągi, a swoje poglądy pisał jakimś tajnym alfabetem, widocznie lękając się, aby mu kto myśli nie wykradł.
A teraz sam powiedz, czy wyłącznie duchowe szczęście nie jest złudzeniem?
Widziałeś dotąd manjaków, pomieszanych na punkcie trwałości i wyłączności szczęścia; mieli oni upodobanie do jednej jakiejś rzeczy, nią się czas dłuższy lub krótszy wy-