Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Z ŻYCIA POETY.


„Przetoż mi żywot omierzł: bo mi się nie podoba żadna rzecz, która się dzieje pod słońcem; albowiem wszystkie są marnością i utrapieniem ducha.“

Przypuśćmy, czytelniku, że jesteś gimnazjalistą, który dzięki zbiegowi nieprzewidzianych okoliczności, przeszedł z klasy drugiej do trzeciej.
Przypuśćmy, że akcja zaczyna się na początku roku szkolnego, i że ty, dzięki małemu wzrostowi, usiadłeś w ławce pierwszej.
Przypuśćmy, że lekcje rozpoczęły się, odczytano przepisy, spisano imienną listę, kilku twoich przyjaciół klęczało, kilku odsiadywało kozę, słowem, szkoła funkcjonuje już na dobre, gdy wtem...
Do klasy wprowadzają nowego kandydata!... Przypatrujesz mu się uważnie. Na jego gładko uczesanych włosach lśni pomada, na jego szyi świeci blado-różowy krawacik, na jego szczupłych rączkach widzisz ze zdumieniem nowe rękawiczki, a na baraniej fizjognomji lekkie pomieszanie. Sadzają go około ciebie i przekonywasz się, że chłopaczek ten jest djabelnie chudy, ale to tak chudy, że mu się aż żebra zarysowują na eleganckim tużureczku; twarz jego przypomina sztokfisz, figura i zapach — butelkę po kolońskiej wódce. Sądząc z ubrania, odgadujesz, że rodzice jego muszą być majętni, wstążeczki u glansowanych kajecików zawiadamiają cię o tem, że jest otoczony płcią piękną; ponieważ milczy jak ryba, posądzisz go więc o głupotę...
Powoli jednak rozjaśnia się tajemnica: twój kolega jest to jakiś Ildefons, Artur, Eugenjusz, lub też coś podobnego do tamtych. Jego wujaszek jest wielkim artystą, jego ciocia jest wielką powieściopisarką, jego mamę zamłodu uwielbiał jakiś poeta, zmarły na wyschnięcie mlecza pacierzowego