Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sielski skinął głową.
— I nie odpowiedziałeś nic?
Sielski milczał,
— Więc mnie pan masz! — zawołała dama, zrywając maskę z twarzy.
Sielski nie ruszył się, dama zaś gwałtownym gestem zsunęła futro i rzuciła je na kanapę. Twarz jej pałała.
— Nie zapraszasz mnie pan nawet, ażebym usiadła? — rzekła, zajmując miejsce na szezlongu.
Sielski był tak zmieszany, że słowa wymówić nie mógł. W głowie jego przesunęły się w jednej chwili chaotyczne obrazy ojca Leontyny, jej męża i jej samej wreszcie, jaką była przed kilkoma laty. Czuł trwogę, zdziwienie, niesmak...
Widząc jego kłopot, Leontyna roześmiała się.
— Doprawdy — rzekła — gdyby mi kto przepowiedział, że wizyta moja wywoła podobny efekt, nie przyszłabym tu... przez litość... Patrząc na pana — mówiła dalej tonem drwiącym — wyobrażam sobie scenę między żoną Putyfara i Józefem... Ale uspokój się pan! Z instynktów jestem raczej dzisiejszą Amerykanką, aniżeli starożytną Egipcjanką...
Jerzy przemówił wreszcie:
— Zakłopotanie moje nie powinno pani dziwić...
Leontyna oparła się o krawędź szezlonga, skrzyżowała ręce na piersiach i nie spuszczając z niego oczu, rzekła po chwili namysłu, tonem już nieco łagodniejszym:
— A widzi pan?... Odgadłam, że ta lekcja nie zostanie bez pożytku. Kobieta uczciwa, zamieniająca się w awanturnicę, robi zapewne takie wrażenie, jak mężczyzna dobrze wychowany, który został brutalem. Ja więc o tyle jestem nietaktowną, złą, czy śmieszną, o ile stałam się zwierciadłem, które odbija pańskie postępowanie...
Uczucie niesmaku w sercu Jerzego wzrastało.
— Jeżeli jestem tak złym, jak pani mówi, to nie rozumiem powodu...