Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Były to dopiero przednie straże, — główna bowiem armja dziadowska uszykowała się wzdłuż cmentarnego muru.
W tejże okolicy zobaczyć było można jedyną w swoim rodzaju wystawę. Tu Włoch wędrowny uplacował się z koszykiem gipsowych posążków. Dalej przekupka jabłek i pierników rozbiła swój stragan. O kilkanaście kroków za nią, sprzedawano żółte kanarki papierowe w małych klateczkach, dalej bukiety i wieńce sztucznych kwiatów, dalej pierniki i obwarzanki, potem znowu jabłka, następnie wieńce metalowe, i tak bez końca.
Odstępy między przekupniami wypełniały gromady żebraków, stojących, klęczących lub siedzących. Ta trzymała w ręku paciorki, ów kij albo kulę. Obok niewidomego — siedział kaleka bez nóg, obok zgrzybiałego starca młodzieniec, który miał nogę uschłą. Ani jeden nie był zdrów, każdemu czegoś brakowało, każdy surdut i spódnica okryte były plamami i łatami, każda twarz brudem. Niektórzy wyciągali do przechodniów pokurczone ręce, inni gliniane miseczki, puszki od sardynek, albo skorupy żółwie.
Wszyscy oni i wszystkie błagali o jałmużnę, przypominali zmarłych, mówili pacierze, lub śpiewali pieśni nabożne.
Po drugiej stronie ulicy stoi szereg większych i mniejszych domków, mieszczących w sobie bawarje, w których wszystkie miejsca zatłoczono tak, że wejść nie było podobna.
Między publicznością, jak zwykle, przemagały liczbą kobiety w ciemnych i mniej ciemnych strojach. Tłoczono się i popychano, nawoływano tych, którzy zaginęli w tłumie, rozdawano jałmużny, kupowano ofiary na groby, wreszcie rozmawiano i śmiano się. Nic dziwnego, rodzaj ludzki nie składa się przecież z automatów, nakręconych w jednakowy sposób.
Zamęt i hałas jeszcze bardziej powiększyły się w bramie. Tu już trzeba było zapomnieć o całości sukni, a natomiast torować sobie miejsce przemocą.
Na cmentarzu wszystkie aleje były pełne osób, dążących