Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panowie! — odezwał się po chwili głęboko wzruszony Roman — myślę, że obaj jesteście uczciwymi ludźmi i że powinniście sobie podać ręce!
Ale przeciwnicy nie odpowiedzieli nic na to wezwanie. Sielski, milcząc, wziął świecę, wyjął z kieszeni klucz, i wszyscy trzej poszli do komórki.
Teraz dopiero w panu Romanie człowiek począł ustępować miejsca literatowi, i znakomity powieściopisarz zadał sobie pytanie w duchu: czy nie nadszedł już czas do wydobycia kataloga i zapisania w nim kilku spostrzeżeń?...
Tymczasem Sielski otworzył drzwi komórki i podniósł świecę dogóry. Blask jej padł na starca, który w najodleglejszym kącie siedział na podłodze skurczony tak, że głową dotykał prawie kolan.
Literackie instynkty Romana znowu pierzchły. Gdy starzec podniósł głowę, Roman poznał w nim owego żebraka, któremu przed półtora rokiem dał na wódkę i którego Lachowicz prawie gwałtem porwał z ulicy. Literat uczuł w sercu wielką litość na widok tej tak nędznej i strasznie zmienionej postaci ludzkiej.
Istotnie, ojciec Lachowicza był tylko cieniem samego siebie. Sina prawie twarz jego zapadła się, włosy przerzedziły się jeszcze bardziej, oczy były jakieś smętne i obłąkane...
Przez kilka chwil w komórce panowało grobowe milczenie. Młody Lachowicz był zgnębiony, a Sielski począł doświadczać wyrzutów sumienia. Zaprawdę! nie godziło się do zemsty używać podobnego narzędzia...
Ochłonąwszy nieco, Ludwik zbliżył się do ojca i rzekł:
— Chodźmy!...
Starzec chciał się podnieść, lecz znowu upadł na ziemię. Gdy syn pomógł mu wstać, przeszedł zwolna komórkę, trzęsąc się i nie patrząc na nikogo. Ludwik podał mu rękę, i tak wyszli obaj na ulicę.
Sielski zamknął komórkę, zgasił świecę i zamyślony prze-