Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi z których jeden potrzebował pieniędzy, a drugi je miał i hojnie rozpożyczał znajomym. Podobną usługę nieraz Sielski oddawał Lachowiczowi, nigdy nie pytając o termin zwrotu. Od pewnego czasu jednak pozycja towarzyska i usposobienie Lachowicza uległy zmianom: znajomi go unikali, on zaś stał się dziwnie drażliwym. Dawniej przychodził wprost do mieszkania Sielskiego i mówił ze śmiechem: „Pożycz mi tyle a tyle“ — dziś czatował na niego pode drzwiami cukierni, nie śmiał zaczepić i obraził się bez widocznego powodu.
— A cóż mnie to obchodzi!... — mruknął Sielski, niby kończąc jakąś myśl, i chciał wejść do cukierni. Lecz wstrzymał się i znowu spojrzał za Lachowiczem. Miał on dobre serce, żal mu więc było człowieka widocznie bardzo potrzebującego; chciał nawet dogonić go i narzucić mu się z pożyczką. Lecz następnie inne myśli wzięły górę:
— Nie widzę racji poddawać się jego grymasom — mówił do siebie. — Kto czego chce, niech prosi. I jeszcze kto, ale on!...
Pchnął gwałtownie drzwi i wszedł do zakładu, z którego doleciał go dym, gwar i gorąco. Był jednak jakiś gniewny; widocznie Lachowicz zepsuł mu humor.
— Dla pana czarnej kawy? — spytał go garson.
— Później — odparł Sielski.
Garson ukłonił się, poprawił na ramieniu serwetkę i poszedł do innego gościa z zapytaniem:
— Pan już co stalował?
Wśród obłoków dymu, unoszącego się w pokoju, słabo oświetlonym kilkoma gazowemi płomieniami, odróżnić było można dwie grupy mężczyzn. Jedna z nich skupiła się około pary szachistów, druga otaczała wielki stół marmurowy.
Byli to artyści, adwokaci, asesorowie, a i literatów nie brakło. Każdy prawie z tych panów pędził żywot w kawalerskim stanie i każdy, ukończywszy robotę dzienną, uciekał od nudów domowych do cukierni, gdzie się mógł naśmiać, wykłó-