Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 04.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwaj, lub trzej panowie, i mówiąc coś do siebie, wskazywali palcem na nieznajomego, który wówczas szybko odchodził nabok.
Manewry te trwały już dosyć długo, gdy nagle na chodniku ukazał się jeszcze jeden młody człowiek, ubrany w nowe elki i równie, jak jego poprzednicy, spieszący do cukierni. Jegomość ten był średniego wzrostu i miał eleganckie ruchy; przy świetle dziennem łatwoby się można przekonać, że jest to przystojny szatyn, z jasnym zarostem i szafirowemi oczyma.
Ujrzawszy go, człowiek w paletocie pobiegł parę kroków naprzód i z odcieniem niecierpliwości w głosie, zawołał:
— Aaa... Sielski!...
Elegancki szatyn stanął, odwrócił głowę nabok i z lekkim uśmiechem odparł:
— Aaa... Lachowicz?!
Światło z okna padło na twarze obu. Sielski był ciągle uśmiechnięty, Lachowicz zaś zakłopotany i wzruszony. Przez pewien czas patrzyli na siebie milcząc; nagle Sielski spytał:
— Czy masz do mnie interes?...
Lachowicz zawahał się, a potem odpowiedział prędko, tonem szorstkim:
— Żadnego!
Zawrócił się i poszedł dalej.
Sielski, znowu uśmiechnąwszy się, patrzył na odchodzącego jak na warjata i szepnął:
— Potrzebuje pieniędzy!...
I wciąż patrzył. Lachowicz tymczasem, ubiegłszy kilkanaście kroków, stanął, zrobił ruch jakby chciał zawrócić, lecz wreszcie poszedł przed siebie krokiem powolnym, z głową zwieszoną.
— Jednakże i w nim coś jest nakształt ambicji! — pomyślał Sielski.
W tej chwili toczyła się dziwna walka między dwoma ludź-