Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kniony Saturnin za poradą ciotki Anny nie oświadczy się jej listownie.
Ale w taki sposób można było wyjść tylko z człowiekiem szlachetnym. Dziedzic zaś okazał się skończonym niegodziwcem i, wysłuchawszy jej najtajemniejszych myśli, wyparł się zamiarów, które je wywołały.
Jakże żałowała swego uniesienia, jakże źle wyszła na wybuchu otwartości z szczerego serca płynącej. Czy nie lepiej było, zamiast nawracać go, słuchać, co też to on powie? Czy nie lepiej było (z lodowatym uśmiechem na twarzy) siec ironją jego prawdopodobne zachwyty?
Nie obchodziło jej, że ją nazwał niemłodą i nieładną, ponieważ nie miała do tego pretensji. Ale szał ją ogarniał, gdy pomyślała, że dziedzic złapał ją w sidła, które sama na siebie zastawiła. Kobieta może w kimś upatrywać niebezpiecznego uwodziciela, ale przykro jej, gdy uwodziciel dowie się o tem, a jeszcze bardziej, gdy, udając zdziwienie, wyprze się niecnych swych zamiarów.
Umyła sobie twarz, przyczesała włosy, skropiła się wodą kolońską i całą siłą woli powściągając dreszcze wewnętrzne, poszła do pani Janowej.
Chora dama, spokojniejsza dziś niż zwykle, czytała jakiś romans. Obok niej siedział na wysokim stołku Józio, bawiąc się pudełkiem od pigułek.
Panna Walentyna oparła się ręką o stół i spuściwszy oczy, rzekła.
— Przyszłam panią pożegnać... Dziś, natychmiast, opuszczam dom państwa.
Chora otworzyła usta, patrząc na nią ze zdumieniem. Potem włożyła w książkę zakładkę, a nareszcie zdjęła z rąk jedną z rękawiczek, w których miała zwyczaj siedzieć.
— Que dites-vous, mademoiselle? — spytała pani głosem zmienionym.
— Dziś wyjeżdżam od państwa...