Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na środek izby wyskoczyła baba, po miejsku ubrana.
— Ludzie! miejcie miłosierdzie nad sobą i nade mną wdową i nie róbcie nic bez mego Józika. Niech ino on wróci, to tak wom poradzi, że to aż!... Chłopak ho! ho!
— Czy ich bąk pokąsał te babska, że tak dziś jęzorzyskami machają, kieby koń ogonem?...
— Oj! układajta się lepiej ze swojakiem, żeby wam Szwaba na kark nie sprowadził!... — ostrzegał gospodarz z innej wsi.
— On sam jak Szwab, choć i dziedzic — odparł oburzony Gajda. — I nosi się nie po ludzku, ino biało albo kraciasto jakości, i jego baba ino po szwabsku szwargocze. Tylo noma z nim, co i bez niego. U innych panów to choć człowiek lekarstwo dostanie, kiej chory, dziecku czasem książkę podaruje inny, a u tego heretyka nawet zarobku nie znajdzie. Mnie nie wołają do dworu, i lepiej mi z tem, bo jeżdżę furmanką i zarabiam, a tym, co ich woła, to nie płaci...
— I... i... nie najgorszy on jeszcze! — mruknął stronnik układów. — Nawet nic złego zrobić nie może, choćby chciał, bo go nigdy w domu niema...
— To łgarstwo! — przerwał zaperzony Gajda. — Mnie przecież świnię kazał zastrzelić, taką, żeby jej za trzydzieści rubli nie kupił... A jak, będzie temu z tydzień, jego dziewucha, ta Janielcia, wyszła do mojej przed chatę i dała jej niebieską wstążkę, to ci się tak na nią gniewał, jakby o majątek chodziło...
Oj! — zakończył ciszej, siadając. — Żeby mi nie tych jego dzieciaków było żal, a osobliwie dziewuchy, to jabym mu pokazał...
We drzwiach, obok szynkwasu, stanął Szmul uśmiechnięty, kłaniając się na wszystkie strony.
Grzyb zwrócił się do niego.
— A wy jak myślicie, Szmulu: podpisać układ z dziedzicem, czy nie?