Strona:PL Bolesław Prus - Szkice i obrazki 03.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciu, drzwi otwarte, niech trochę powietrza wejdzie. Nie uwierzy pani, jakie cudowne kuracje wykonywał ten człowiek swojemi środkami. Jestem zachwycona, i zdaje mi się, żem była zdrowsza już po przeczytaniu paru rozdziałów. Cóż dopiero będzie, gdy zacznę to wszystko stosować! Joseph, mon enfant, n’as-tu pas froid?
— Non, maman!
— Czy to jednak będzie dobrze leczyć się bez porady doktora? — zauważyła panna Walentyna.
— Może cię wynieść, Józiu, przed ganek? — pytała Anielka brata. — Zobaczyłbyś ptaszki, zobaczyłbyś, jak Karusek goni motyle...
— Wiesz przecie, że ja nie mogę wychodzić na dwór, bo jestem osłabiony — odparł chłopczyna.
Nieszczęsne osłabienie było torturą biednego dziecka. O niem tylko myślał i z tego powodu ofiarowany był św. Franciszkowi, którego habit nosił, nie licząc lekarstw, jakiemi ciągle go fetowano.
Tymczasem pani domu rozmawiała z guwernantką o lekarzach.
— Co oni umieją, co oni wiedzą! — biadała chora. — Leczą mnie już trzy lata bez najmniejszego skutku. Obecnie porzuciłam ich, i będę się leczyć sama, chyba że Jasieczek zawiezie mnie do Chałubińskiego. O! czuję, że onby mi pomógł... Ale Jasieczek nie myśli o tem, w domu bywa rzadko; gdy chcę jechać, mówi, że interesa w tej chwili nie pozwalają — wszystko kończy się na obietnicach. Angélique, chasse ce chien, bo jest nieporządny!
Niesłusznie skompromitowany Karusek uległ wypędzeniu i los swój przyjął z rezygnacją wyższą nad wszelkie pochwały. Nie przeszkodziło mu to jednak w chwilę później skowyczyć i drapać we drzwi, a następnie gonić poważnie chodzące koguty.
Anielka tymczasem usadowiła lepiej Józia, który się krzy-